Sejmik małopolski odrzucił wniosek o uchylenie „uchwały anty-LGBT” pomimo perspektywy utraty 2,5 mld Euro z funduszy unijnych.

Jan Duda to ojciec prezydenta RP, radny i przewodniczący Sejmiku Województwa Małopolskiego, jeden z gorących promotorów tej uchwały.

Publikujemy  fragmenty książki „Duda i jego tajemnice” Tomasza Piątka i Marcina Celińskiego przedstawiające postać Jana Dudy.

 

Gdy Andrzej Duda parł do zwycięstwa w wyborach prezydenckich w 2015 r., tygodnik „Polityka” zaczął badać, skąd ten „czarny koń” się wziął.

Duda ostatecznie zwyciężył w drugiej turze wyborów, w dniu 24 maja 2015 r. Tydzień później Krzysztof Burnetko – współautor wydanej przez wydawnictwo Arbitror książki List do Marka Edelmana. Za wolność wczoraj i dziś – opublikował na łamach „Polityki” artykuł pt. Saga pierwszej rodziny (w internecie: Ród Dudów13).

Również Burnetko musiał się przedzierać przez liczne warstwy lukru, który serwowano mu na temat przeszłości prezydenta i jego bliskich. Do tych rodzinnych legend autor podszedł jednak z profesjonalnym dystansem, dlatego pozwolimy sobie zacytować obszerne fragmenty artykułu.

„Andrzej Duda w swojej kampanii co rusz odwoływał się do rodzinnych tradycji (…). Na autorytet rodziców kandydat Duda powoływał się w najtrudniejszych momentach walki o prezydenturę, nawet gdy brzmiało to humorystycznie. Ot, choćby kiedy podczas debaty telewizyjnej Bronisław Komorowski zarzucił mu koniunkturalne zmiany zdania w kwestii górnictwa. Pretendent odparł wówczas, że problemy kopalń zna świetnie, bo jego rodzice pracują naukowo na krakowskiej AGH (…).

Urodził się w maju 1972 r. Mama polityka wspomina: «Mieszkaliśmy we troje w ciasnym pokoiku w hotelu asystenckim. Na dziewięciu metrach kwadratowych! (…) Kuchnia i łazienka były wspólne, a Andrzej bawił się na korytarzu. I w ten skromny sposób żyliśmy przez 8–9 lat. Takie polskie życie w komunistycznym państwie, jakie prowadziły miliony uczciwych ludzi». Ojciec uzupełnia: «Ten korytarz w hotelu to była agora. Andrzej od najmłodszych lat przyzwyczajał się, że jest partnerem dla dorosłych. Dzięki temu zawsze był wygadany, co często denerwowało naszych gości».

(…)

Na wakacje Andrzej zamieniał otoczenie krakowskich inżynierów na galicyjski klimat Starego Sącza, cichego miasteczka w widłach Dunajca i Popradu – rodzinnej miejscowości ojca. Autorzy broszury podkreślają, że prócz zabawy pomagał przy żniwach i w codziennych obowiązkach, a nadto «kontynuował rodzinną tradycję służenia do mszy świętej» w tamtejszym klasztorze klarysek, w którym zresztą «wcześniej ministrantami byli jego ojciec i wujkowie».

Osobny wątek tyczy roli dziadka Alojzego, którego najstarszy wnuk miał uwielbiać. Tu już wspomina sam Andrzej Duda: «Zawsze był ten sam rytuał: najpierw idziemy do kościoła, potem do sklepu po chleb, a na rynku dziadek kupował biały ser. W domu dziadek kroił grube pajdy, ser wrzucał do kubka, zalewał świeżą śmietaną i tak sobie jadł…»”.

Znaczącą część artykułu stanowi opowieść ojca Andrzeja Dudy o tym, jak wychował go dziadek prezydenta. „Jan Duda opowiada, że w domu było sześcioro rodzeństwa (…) «właśnie od tamtych czasów jestem przekonany, że człowiek, który choć raz zaznał biedy, nigdy nie zostanie ekonomicznym liberałem».(…)

Swoich rodziców Jan Duda określa słowem «bohaterowie». Nie chodzi mu o żadne czyny z czasów okupacji – zasługą ma być wychowanie dzieci. – «Rodzice mogli być pewni, że nikomu nie oddamy duszy».

Podaje własny przykład: «Nie musiałem mieć rozumowych argumentów przeciwko komunistycznej propagandzie, bo miałem je w sercu. Na to nakładała się silna religijność jako coś, co spaja człowieka z innymi. I patriotyzm pojmowany głównie jako wdzięczność dla tych, którzy zginęli».

(…)

Prof. Duda powtarza: «Nie spotkałem w życiu mądrzejszego człowieka niż ojciec (…). To, czego mnie nauczył: poszanowanie pracy, dumę, szacunek dla religii, próbowałem przekazać Andrzejowi»”. (…)

Przejdźmy jednak do czasów nam bliższych. Artykuł Krzysztofa Burnetki rzuca światło przede wszystkim na dzieje rodziców Andrzeja Dudy:

„Choć prof. Jan Duda odżegnuje się od kompleksów wobec Krakowa, to dokładnie pamięta, kiedy opuścił Stary Sącz w drodze na studia: «Do autobusu wsiadłem z walizeczką w ręku 1 października 1967 r. o szóstej rano».

Zamieszkał w akademiku Akademii Górniczo-Hutniczej. Warunki były spartańskie (piece, ciepła woda tylko dwa razy w tygodniu), ale towarzystwo świetne: żądne i wiedzy, i zabawy («przyzwoitej» – jak podkreśla dziś profesor). Były więc cotygodniowe potańcówki i koncerty jazzowe (…).

Już po Marcu [protesty studenckie z marca 1968 r. brutalnie spacyfikowane przez komunistyczną władzę, która przeprowadziła czystkę na uczelniach i w organizacjach akademickich bojkotowanych odtąd przez opozycyjnie nastawioną młodzież – przyp. red.] zaangażował się w działalność Zrzeszenia Studentów Polskich. Został nawet przewodniczącym Rady Wydziału. «Traktowałem ZSP jako sposób na to, by przyszła kadra inżynierska zdobyła jakieś obycie obywatelskie – tłumaczy. – Ale rychło okazało się, że partia chce mieć nad nami nadzór, zwłaszcza że uznawali ZSP za konkurencję dla Związku Młodzieży Socjalistycznej». Kiedy wbrew sugestiom nie zaprosił na organizacyjne zebrania przedstawiciela PZPR, zarzucono mu negowanie roli partii i zdjęto z funkcji.

– Postanowiłem się wycofać. Byłem już żonaty, dziecko było w drodze, chciałem dostać się na asystenturę, nie miałem ochoty znaleźć się na ulicy. Przez całe lata 70. byłem więc na tzw. emigracji wewnętrznej. Działałem tylko w kole naukowym – przyznaje (…).

Zatrudnił się w krakowskim Instytucie Technologii Nafty, a na AGH zaczął pracować dopiero w 1977 r. (i to też nie od razu na stanowisku naukowym). Jako że posadę miała tam też jego żona, specjalizująca się w chemii i technologiach chemicznych, wiele projektów badawczych mogli realizować razem.

Ojciec prezydenta nie epatuje kombatanckim życiorysem. Potwierdza wprawdzie, że w 1980 r. byli z żoną wśród pierwszych członków Solidarności na uczelni, a w grudniu 1981 r. brał udział w strajku przeciwko stanowi wojennemu, ale mówi zaraz: – Udzielałem się na tyle, na ile byłem potrzebny. Nie byłem działaczem nadającym się do internowania”.

Taka postawa pozwoliła Janowi Dudzie bez większych przeszkód kontynuować karierę naukową, a nawet wyjeżdżać za granicę. Piszemy „a nawet”, ponieważ granice Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej były zamknięte i pilnie strzeżone. Rządzący w PRL komuniści zazwyczaj wydawali paszporty osobom zaufanym, względnie nieszkodliwym z punktu widzenia reżimu. Jedną z tych osób był Jan Duda.

Nie, nie opowiedział o tym Burnetce i „Polityce”. Jednak Instytut Pamięci Narodowej przechowuje jego teczkę paszportową, w której znajdują się dokumenty związane z podróżami ojca prezydenta (sygnatura IPN Kr 37/249557).

Otóż w latach 80. komuniści wydali Janowi Dudzie aż dwa paszporty służbowe. Pierwszy, wydany w 1981 r., posłużył mu podczas wyjazdu do Związku Sowieckiego (chodziło o sympozjum naukowe). Paszport teoretycznie był ważny do 1986 r., jednak niedługo potem go anulowano, być może w związku ze stanem wojennym ogłoszonym w grudniu 1981 r., kiedy to granice zamknięto jeszcze szczelniej?

Jednak w marcu 1983 r. – a więc formalnie jeszcze w stanie wojennym – komunistyczne władze wydały Janowi Dudzie nowy paszport, znowu ważny do 1986 r.

Z postawy ojca korzystał jego syn, przyszły prezydent Andrzej Duda. Jego teczka paszportowa również znajduje się w IPN (sygnatura IPN Kr 37/409899). Ze stempli w PRL-owskim paszporcie i wniosków paszportowych wynika, że w latach 80. komuniści pozwolili mu pojechać do Czechosłowacji, a później nawet do Berlina Zachodniego. Aczkolwiek ten drugi wyjazd przypadł na rok 1989, gdy PRL się rozpadał i znacznie łatwiej było uzyskać paszport.

To był czas, w którym ostrożni stawali się odważni – o czym czytamy również w artykule Krzysztofa Burnetki:

„W czerwcowe wybory w 1989 r. zaangażowała się cała rodzina Dudów – łącznie z uczącym się wówczas w liceum Andrzejem. Wszyscy też sympatyzowali niegdyś z Adamem Michnikiem, czytali «Gazetę Wyborczą», głosowali na Lecha Wałęsę. Dopiero potem drogi się rozeszły.

Symbolem niech będzie tylko to, że Janina Duda podpisała m.in. list otwarty w sprawie «publicznego znieważania profesorów – ekspertów Zespołu Parlamentarnego ds. Wyjaśniania Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej», próbowała zbierać podpisy pod kandydaturą syna wśród studentów, za co spotkała ją reprymenda władz uczelni, a po wyborze syna na prezydenta stwierdziła, że on i prezes Kaczyński «są jednością» (…).

Prezydent elekt ma dwie siostry. Obie dużo młodsze: Anna o 8 lat, a Dominika aż o 16 lat. Prof. Duda zarzeka, że mają podobne przekonania jak reszta rodziny”.

Podobne przekonania jak reszta rodziny… Cóż, Dudowie to klan polityczny. Ojciec prezydenta, Jan Duda, w 2014 r. został radnym małopolskiego sejmiku wojewódzkiego (rzecz jasna, z ramienia PiS). W wyborach samorządowych 2018 r. mandat ten utrzymał. W 2019 r. wystartował do Senatu, ale przegrał. Być może porażkę osłodziło mu to, że dwa i pół tygodnia po niej, 31 października 2019 r., wybrano go przewodniczącym sejmiku. (…)

 

Książkę drukowaną i e-book znajdziecie w naszej księgarni internetowej

Audiobook  w Audiotece