fragment książki Tomasza Piątka „Morawiecki i jego tajemnice”
PiS świadomie korzysta ze wsparcia Kremla. Europejski kamuflaż antyeuropejskiego Mateusza Morawieckiego. Sugestie premiera i rzekomy upadek Ukrainy, czyli baśnie o „masach z Donbasu” w Polsce. Kwiaty dla hitlerowskich kolaborantów. Podważanie fundamentów współczesnego Zachodu. Hitleryzm jako skutek szacunku dla prawa?
„Czy PiS jest tego świadomy?” i „Jak to możliwe, skoro PiS walczy z Rosją?” – słyszę te pytania (na szczęście coraz rzadziej) od Polek i Polaków. Wyborcy wciąż mają w uszach antyrosyjską retorykę Prawa i Sprawiedliwości sprzed kilku lat. Wielu też się pociesza, że PiS to miejscowe zjawisko z polskiego zaścianka. Kaczyński z Morawieckim zdają się mniej groźni, gdy myślimy o nich jako o lokalnym problemie. Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że nasi polscy tyrankowie mają potężnego sojusznika, tyrana Moskwy. Jednak im bardziej będziemy się łudzić, tym bardziej będziemy bezbronni. Żaden bokser nie może walczyć z zawiązanymi oczyma – a szczególnie wtedy, gdy staje przed cięższym przeciwnikiem. Odpowiedzi na wyżej postawione pytania są dość proste.
Tak, PiS wie, co robi. Partia rządząca nie traktuje poważnie swej antyrosyjskiej retoryki (zresztą w dużej mierze porzuciła ją po zwycięstwie). Partia rządząca nie traktuje poważnie żadnej ze swoich retoryk, bo używa słów w celu sprawczym, nie komunikacyjnym. Nie próbuje z nich czynić odzwierciedlenia rzeczywistości. Ich głównym celem nie jest przekazanie informacji ani nawet wywołanie emocji (informacja i emocja są tylko podrzędnym narzędziem). Ich głównym celem jest wywołanie określonego efektu. PiS nie mówi do Polek i Polaków po to, żeby im coś powiedzieć. PiS mówi do Polek i Polaków po to, żeby Polki i Polacy coś zrobili lub czegoś nie robili (żeby głosowali na PiS, żeby nie głosowali na opozycję, żeby nie czytali, nie oglądali i nie słuchali niezależnych mediów).
Nie, PiS nie walczy z Rosją. Nie ma powodu. Wrogiem partii rządzącej jest Zachód i jego demokratyczne standardy: wolność, równość i braterstwo, przestrzeganie prawa, kontrola obywateli nad rządzącymi, ochrona mniejszości, akceptacja dla odmienności, przełamywanie barier, stawianie duchowości i altruizmu nad faryzejską religijnością obrzędową.
Kierownictwo PiS wie, że nie ma czego szukać na Zachodzie – chyba że zostanie on przejęty przez prorosyjskich nacjonalistów w rodzaju Marine Le Pen i Matteo Salviniego. Wtedy jednak Zachód się stanie, zgodnie z wizją Dugina, przedłużeniem Wschodu. „Wielką Europą od Władywostoku po Lizbonę”, którą rosyjski myśliciel zachwala jako wspólny cel Putina i swój114.
Kierownictwo PiS wie, że jedynym naturalnym otoczeniem dla pisowskiej Polski jest postsowiecki lub zsowietyzowany Wschód. I dlatego bez skrupułów przeciąga nasz kraj w kierunku Kremla.
Mateusz Morawiecki odgrywa w tym wszystkim kluczową rolę.
Jak dowodzi zaprezentowane na początku tej książki kalendarium, Morawiecki jest jednym z tych, którzy odciągają Polskę od Zachodu. Ale przede wszystkim jest tym, który ma sprawiać wrażenie, że od Zachodu się nie oddalamy (lub że nie robimy tego w stopniu niebezpiecznym). Swoją obecnością, swoją aparycją anglojęzycznego, obytego w świecie finansisty Mateusz Morawiecki łudzi nas, że jeszcze nie opuściliśmy cywilizowanego świata. Jest zachodnim obliczem partii wschodniej. Dzięki temu usypia naszą czujność – i wyrywanie naszego kraju z kręgu cywilizacji zachodniej może się odbywać bez większych przeszkód.
Przez pewien czas udawało mu się też usypiać czujność Europy. Pamiętamy to zbiorowe westchnienie ulgi, które wyrwało się nie tylko polskim komentatorom, gdy Kaczyński zastąpił Morawieckim Beatę Szydło na stanowisku premiera. „Umiarkowany Morawiecki wyznaczony na pierwszego ministra” – pisał francuski „Le Monde”. „Polska ma premiera, który złagodzi wizerunek” – donosiła „La Croix”. „Bankier z wyższej półki na czele rządu” – zachwycała się agencja AFP. Telewizja Deutsche Welle porównywała nawet Morawieckiego do francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona, polityka zdecydowanie liberalnego i proeuropejskiego115. Jewish Telegraphic Agency zaś napisała w nagłówku, że „Polska mianuje premierem byłego bankiera o żydowskich korzeniach”116. Tu dla ścisłości zaznaczmy, że sam Morawiecki – co drobnym drukiem przyznała także JTA – mówi nie tyle o swych żydowskich korzeniach, co o żydowskich korzeniach dwóch swoich ciotek. Od razu też podkreślę, że na dwóch poprzednich zdaniach kończy się moje zainteresowanie etnicznym pochodzeniem Morawieckiego. To, czy ktoś działa na rzecz Polski i Europy, jest kwestią wyboru, a nie genów. Niektóre z niebezpiecznych powiązań Morawieckiego, które opiszę w dalszej części książki, mają po części charakter rodzinny. Ale nic wspólnego nie mają z ciotkami premiera, ich narodowością czy wyznaniem.
Oczywiste jest, że ulga po nominacji Morawieckiego, którą wyrażali polscy i zachodni komentatorzy, była przedwczesna. Jak już wiemy, premier Morawiecki nieraz jawnie występuje jako antyzachodni jastrząb. W innych sytuacjach przypomina sobie o swej roli „zachodniego premiera partii wschodniej”. Wtedy owija w bawełnę swój antyzachodni przekaz. Bawełna premiera bywa niebieska w złote gwiazdki, sprawia miłe europejskie wrażenie. Gdy jednak ją rozwinąć, w środku znajdujemy niepokojące przesłanie (jak w Bukareszcie, gdzie usłyszeliśmy, że Polska miałaby pracować nad swoim cyberbezpieczeństwem z prorosyjskimi Węgrami i Bułgarią, a nie np. ze świadomą niebezpieczeństw i zaawansowaną technologicznie Skandynawią).
Czy Morawieckiemu nigdy nie zdarzają się deklaracje o jednoznacznie prozachodnim lub antykremlowskim wydźwięku? Zdarzają. Na przykład w listopadzie 2018 r. pochwalił współpracę gospodarczą między Polską a Niemcami117. Wcześniej, w styczniu 2018 r. udzielił wywiadu portalowi Politico. Powiedział wtedy, że uznaje Rosję za największe zagrożenie dla Polski, a agresję Kremla na Ukrainie – za bardzo niebezpieczną118. Jednak z takich deklaracji nic nie wynika. Nie wiążą się z nimi żadne konkretne decyzje, które mogłyby zawrócić Polskę z drogi na Wschód. Zamiast tego, nieraz im towarzyszą kontrdeklaracje, które im zaprzeczają. W tym samym styczniu 2018 r., gdy Morawiecki w rozmowie z Politico ubolewał nad napaścią Rosji na Ukrainę, wystąpił też w CNN. Tam po raz kolejny przedstawił znaną nam już antyukraińską opowieść rosyjskiej propagandy o rzekomych masach uchodźców uciekających z Ukrainy. „Ogromna liczba ludzi przybywa z rejonu Donbasu do Polski […]. To ludzie bezdomni, których traktujemy, jakby byli uchodźcami” – powiedział. Wtedy to oburzył się na niego Klimkin, szef ukraińskiego MSZ119.
Wśród gestów i deklaracji Morawieckiego są też te, których antyzachodnie ostrze mniej widać niż w przypadku słów i czynów zamieszczonych w kalendarium – a jednak to ostrze istnieje i tnie głęboko. Jest tak wtedy, gdy premier nie atakuje Zachodu otwarcie, ale za to obraża najważniejsze zachodnie wartości.
Trzy miesiące po swej nominacji na stanowisko pierwszego ministra, Mateusz Morawiecki zmroził opinię publiczną, składając kwiaty na grobach członków osławionej Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych. Przypomnijmy, że była to grupa uzbrojonych polskich nacjonalistów, którzy podczas niemieckiej okupacji Polski kolaborowali z szefem hitlerowskiej tajnej policji w Radomiu, esesmanem Paulem Fuchsem (przyznaje to nawet popularny prawicowy historyk Zychowicz, aczkolwiek stara się tę kolaborację usprawiedliwić)120.
Morawiecki zaszokował też Europę i świat, gdy na międzynarodowej konferencji bezpieczeństwa w Monachium stwierdził, że Zagłada Żydów podczas drugiej wojny światowej dokonała się po części rękami… „żydowskich sprawców”. Nie trzeba chyba tłumaczyć, jak bardzo takie prowokacje oddalają nas od Zachodu. Przecież Zachód w znaczącej mierze oparł swą powojenną tożsamość na potępieniu Zagłady Żydów i nacjonalistycznych idei, które do niej doprowadziły.
Jeśli chodzi o praworządność, to ani nowy premier, ani jego ministrowie nie powstrzymali Jarosława Kaczyńskiego i większości parlamentarnej w ich dziele. Morawiecki nie zahamował gwałcenia Konstytucji RP i podstawowych zasad zachodniej demokracji, w tym – niezależności sądownictwa. Jak już wiemy, gdy Komisja Europejska ośmieliła się bronić niezawisłości sędziów w Polsce, premier oskarżył ją o chęć zerwania dialogu z naszym krajem. Zresztą jeszcze jako wicepremier Morawiecki wystąpił na arenie międzynarodowej z obroną pisowskiego podejścia do prawa. W lutym 2017 r. udzielił wywiadu niemieckiej telewizji Deutsche Welle. Przed jej kamerami wyraźnie sugerował, że przestrzeganie prawa nie chroni przed masowymi zbrodniami, a nawet może do nich prowadzić!
Wyglądało to następująco: dziennikarz zapytał Mateusza Morawieckiego o wypowiedź jego ojca, Kornela, który półtora roku wcześniej oświadczył publicznie, że dobro narodu powinno stać ponad prawem. Rzecz jasna, postulat ten brzmi skrajnie nacjonalistycznie. A w rozmowie z Deutsche Welle wręcz po nazistowsku, jeśli wziąć pod uwagę, że rozmowy tej słuchała głównie publiczność niemiecka. Mimo to wicepremier Morawiecki zgodził się ze swoim ojcem. A swoją zgodę uzasadnił w sposób co najmniej zaskakujący. Oznajmił, jakoby w hitlerowskich Niemczech prawo było przestrzegane – dając do zrozumienia, że nie uchroniło to kraju i jego sąsiadów przed zbrodniami nazizmu. Tym samym Morawiecki zignorował to, że hitleryzm nie przestrzegał nawet własnego prawa (oskarżonym notorycznie odmawiano obrony i prawa do sprawiedliwego procesu, obok sądów działał bezprawny „Trybunał Ludowy”, prewencyjnie izolowano ludzi, którzy nie byli nawet podejrzani o jakiekolwiek przestępstwo). Zignorował również to, że państwa zachodnie po doświadczeniach hitleryzmu zaczęły jeszcze większą wagę przywiązywać do praworządności i niezawisłości sędziowskiej (właśnie po to, żeby nic takiego jak hitleryzm nigdy więcej nie mogło się pojawić w krajach Zachodu). Co więcej, Mateusz Morawiecki podał w wątpliwość podstawę zachodniej cywilizacji, jaką jest prymat prawa nad widzimisię władców121.
Zatem może zdumiewać, że przy tym wszystkim Morawiecki wciąż występuje jako prozachodnia i proeuropejska twarz partii rządzącej. A jednak robi to i zbiera oklaski. W grudniu 2018 r. wystąpił na konwencji PiS w podwarszawskich Szeligach, gdzie przemawiał na tle europejskich symboli. Powiedział: „Jesteśmy bijącym sercem Europy. My dzisiaj inspirujemy Europę”.
fragment książki Tomasza Piątka „Morawiecki i jego tajemnice”