Książka drukowana (dostawa InPost), w formatach e-pub i mobi w naszej księgarni internetowej 

Chcecie posłuchać? Audiobook jest dostępny w Audiotece

Do kolejnej próby sił na Placu doszło w lipcu 2016 roku. Pretekstem do zmian były nieudane relacje z zamachu w Nicei i próby puczu w Turcji. W obu wypadkach, relacjonując te wydarzenia, stacja TVP Info nie stanęła na wysokości zadania. Ale po kolei.

14 lipca 2016 roku, około 22.40 terrorysta w furgonetce rozjechał ludzi spacerujących po nadmorskiej promenadzie w Nicei. Pierwsze depesze mówiące o tym zdarzeniu pojawiły się około 22.50. Trudno dziś w to uwierzyć, ale TVP Info miała informację o zamachu wcześniej niż jakakolwiek inna redakcja na świecie. Miała i nie dała tego na antenę. Dlaczego?

Naoczny świadek, który widział zamach w Nicei, zadzwonił na dyżurny telefon TVP Info. Obsługuje go redakcja portalu. O godzinie 22 zmianę kończyła ekipa, która wydawała stronę internetową. Po niej do pracy przychodził wydawca nocny, który zajmował się przeglądaniem depesz i przygotowaniem tekstów na następny dzień. Osoba ta obsługuje też telefon dyżurny telewizji informacyjnej.

Feralnego dnia, zaraz po zamachach, na ten telefon zadzwonił Polak, który przebywał w Nicei. Nikt nie odebrał, więc nagrał wiadomość na skrzynkę pocztową. Ale nocny wydawca portalu nie tylko nie odebrał połączenia, lecz także nie odsłuchał wiadomości.

Nie zrobił tego z lenistwa? Z zaniedbania? Sprawa była bardziej prozaiczna. Na dyżurny telefon po 22.00 dzwoniło zawsze wiele osób, które nic ciekawego nie mają do powiedzenia. Głównie wyzywają prowadzących, polityków albo opowiadają o kosmitach atakujących świat. W służbowej książce telefonicznej telewizji aż się roi od zapisanych numerów oznaczonych jako wariat, świr, natręt. Wydawca zignorował więc telefon, bo prawdopodobnie pomyślał, że dzwoni kolejna taka osoba. Przez to jednak TVP Info – zamiast być pierwszą telewizją na świecie, która podałaby informację o zamachach – była jedną z ostatnich. Nawet w kraju.

Sprawa wydała się następnego dnia. Nie pamiętam, czy mężczyzna, który dzwonił, przysłał również e-maila, ale poinformował o tym, że sygnalizował sprawę zamachu. Zaczęto wyjaśniać, kto odpowiada za zaniedbania. Nikt nie chciał się przyznać, że nie odebrano telefonu tylko dlatego, że nikt poważny na ten numer nie dzwoni.

Kolejna wpadka przydarzyła się dwa dni później. Wieczorem 16 lipca 2016 roku świat obiegły informacje o przewrocie wojskowym w Turcji. Media, w tym TVP Info, zaczęły relacjonować to, co się dzieje nad Bosforem. Było niemal pewne, że kluczowe wydarzenia rozegrają się późno w nocy. Co zrobiła TVP Info? Jakby nigdy nic zakończyła nadawanie programu na żywo chwilę po 24.00. Konkurencja w tym czasie miała wydania specjalne.

Tego dnia zawiedli wszyscy. Grzegorz Adamczyk, zastępca dyrektora odpowiedzialnego za TVP Info, powinien nakazać wydawcom prowadzenie programu specjalnego do rana. Nie zrobił tego. Sami wydawcy z takim pomysłem nie wyszli. A TVP Info była jedyną polską stacją informacyjną, która nie pokazywała na żywo informacji z Turcji.

Oba wydarzenia były idealnym pretekstem do przeprowadzenia zmian na Placu. Jacek Kurski od dłuższego czasu szukał politycznych sprzymierzeńców w PiS, którzy pozwoliliby mu na pozostanie i umocnienie się na stanowisku szefa TVP. Zawarł więc nieformalny sojusz z Antonim Macierewiczem, wtedy ministrem obrony narodowej, i Joachimem Brudzińskim, ówczesnym wicemarszałkiem Sejmu. Wówczas były to jedne z najsilniejszych postaci w PiS. Sojusze jednak mają to do siebie, że trzeba za nie płacić. Kurski mógł obu politykom dać antenę i stanowiska dla ich ludzi.

Zamach w Nicei i pucz w Turcji stały się więc pretekstem do odwołania Grzegorza Adamczyka. W jego miejsce 21 lipca 2016 roku powołano Piotra Lichotę, którego na stanowisku szefa Panoramy zastąpiła jego protegowana Aneta Kołodziej. W cieniu tych zmian dokonano jeszcze jednej roszady. Nową szefową redakcji zagranicznej została Katarzyna Grützmaher, spokrewniona z innym ważnym politykiem PiS – Wojciechem Jasińskim, wtedy prezesem PKN Orlen.

Niewielkimi ruchami kadrowymi Kurski kupił sobie przychylność dwóch prominentnych działaczy PiS. W łaski trzeciego, Antoniego Macierewicza, miał się wkupić niebawem.

W tle zmian na Placu toczyła się już ważniejsza batalia. Kurski walczył, by Rada Mediów Narodowych wybrała go na prezesa TVP (uprzednio miał nominację tylko w wyniku decyzji ministra skarbu, któremu TVP podlegała jako przedsiębiorstwo). Problem polegał na tym, że zaufaniem nie darzyli go ani Krzysztof Czabański, szef Rady Mediów Narodowych, ani Joanna Lichocka związana z „Gazetą Polską”.

Mimo to sojusz zawarty z trzema wielkimi graczami PiS utwierdzał otoczenie Jacka Kurskiego, że nic złego nie może mu się stać. I tak pewny siebie prezes TVP pojechał 2 sierpnia 2016 roku na spotkanie z Radą Mediów Narodowych. Tam opowiedział o tym, co się dzieje w telewizji, a następnie wrócił do siebie na Woronicza. To pokazuje, jak musiał być pewny swego. Nie spodziewał się bowiem, że pod jego nieobecność Rada Mediów Narodowych na wniosek Lichockiej przegłosuje uchwałę o jego odwołaniu.

O tym, że nie jest prezesem, dowiedział się od dziennikarzy, którzy zaczęli pytać TVP o zmiany. Później Rada Mediów Narodowych zmieniła swoją decyzję, ale nastąpiło to na skutek zakulisowych gierek Kurskiego. Za prezesem TVP wstawili się Macierewicz i Brudziński i to oni uratowali mu stanowisko. Według informacji, które przekazywali współpracownicy Kurskiego, dwaj politycy PiS mieli nakłonić Jarosława Kaczyńskiego, szefa partii, do wywarcia wpływu na Krzysztofa Czabańskiego. Ostatecznie Rada Mediów Narodowych grzecznie cofnęła swoją decyzję oraz zrezygnowała z konkursu na nowego prezesa, co zdążyła już zapowiedzieć. Kurski ocalał.

Prezes TVP szybko spłacił też swoje zobowiązania wobec Brudzińskiego i Macierewicza. Już 8 sierpnia 2016 roku szefem Teleexpressu został Klaudiusz Pobudzin, który uchodził w telewizji za człowieka ówczesnego szefa MON oraz Tadeusza Rydzyka. Z kolei 22 sierpnia 2016 roku dyrektorem Telewizyjnej Agencji Informacyjnej został Piotr Lichota, uważany za protegowanego Brudzińskiego.

12 października 2016 roku Jacek Kurski decyzją Rady Mediów Narodowych został wybrany na pięcioletnią kadencję prezesa TVP.

Względny spokój w telewizji trwał do maja 2017 roku. Wtedy na Placu nastąpiły kolejne roszady. 5 maja 2017 roku ze stanowiska dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej został odwołany Lichota, a jego stanowisko zajął Pobudzin, którego zastępcą został Grzegorz Pawelczyk, były wydawca Wiadomości. Paradoksalnie ten ruch wzmacniał, a nie osłabiał sojusz zawarty z Brudzińskim i Macierewiczem. Po zmianach stan na Placu się zgadzał. Lichota wprawdzie odszedł, ale na początku czerwca szefem Teleexpressu został Piotr Kudzia, były dziennikarz m.in. „Wprost”, spokrewniony z Joachimem Brudzińskim. Tym samym dwójka polityków, która gwarantowała Kurskiemu względny spokój, była syta.

Oczami i uszami Kurskiego na Placu od 2016 roku był dyrektor do spraw ekonomicznych TAI Paweł Bińkowski, który z prezesem TVP znał się od czasów ich wspólnej działalności w Solidarnej Polsce (powstałej w 2012 roku partyjce Zbigniewa Ziobry, który próbował z niej zrobić alternatywę dla PiS. Kurskiego z niej wyrzucono, choć piastował tam funkcję wiceprezesa, bo wziął udział w konwencji PiS). On miał patrzeć pozostałej dwójce na ręce. Do czasu.

Jesienią 2017 roku nastąpiło kolejne przesilenie. Tym razem w rządzie. Pociągnęło ono za sobą zmiany na Placu. Kurskiemu bowiem niespodziewanie wyrósł nowy wróg – Mateusz Morawiecki – którego 7 grudnia 2017 roku Rada Polityczna PiS rekomendowała na premiera. TVP Info nie byłaby sobą, gdyby przy tej okazji znów nie zaliczyła wpadki.

Zmiana na stanowisku premiera była najważniejszym wydarzeniem politycznym dnia. Przed siedzibę PiS przy ul. Nowogrodzkiej przyjechały wszystkie stacje telewizyjne i radiowe. Tłum dziennikarzy czekał na informacje potwierdzające roszady na stanowisku premiera. Była też ekipa TVP Info.

Za kanał informacyjny odpowiadała wtedy na Placu Ewa Bugała, którą wcześniej z szeregowego researchera awansowano w zawrotnym tempie na czołową dziennikarkę Wiadomości. Następnie stała się twarzą nowego programu Nie da się ukryć, który miał być odpowiedzią TVP Info na Czarno na białym emitowane przez TVN24, a tak naprawdę stał się kolejną tubą wychwalającą PiS i krytykującą opozycję. Program na Placu szybko zyskał prześmiewczy tytuł – „Nie do wiary”.

Wróćmy jednak do tego, co się wydarzyło 7 grudnia 2017 roku przed siedzibą PiS. Na relacjonowanie wiadomości z ul. Nowogrodzkiej wysłano doświadczonych dziennikarzy. Skończyli oni jednak dyżur o godzinie 18 i wrócili na Plac. W ich miejsce pojechały niedoświadczone osoby pracujące przy programie Nie da się ukryć.

Najważniejszym momentem 7 grudnia 2017 roku miała być konferencja Beaty Mazurek, ówczesnej rzeczniczki PiS. Wszystkie stacje miały kamery ustawione centralnie przed wyjściem z budynku przy ul. Nowogrodzkiej. Wszystkie prócz TVP Info.

W efekcie kiedy TVN24 pokazywał konferencję Beaty Mazurek, w TVP Info nadawano program Minęła 20. Wydawcy o zmianie w rządzie dowiedzieli od konkurencji, bo kamera telewizji publicznej znajdowała się w miejscu, w którym nie było akurat rzeczniczki PiS. Kiedy realizacja przełączyła się na sygnał z kamery przy ul. Nowogrodzkiej, widzowie zobaczyli obraz, z którego wynikało, że operator biegnie dokądś szybko, by coś nagrać. Na ekranie telewizora pojawiały się na zmianę czyjeś buty, nogi, chodnik, znowu czyjeś buty, nogi…

Ale to nie ta wpadka realizacyjna przesądziła o kolejnych zmianach. Wymusiły je ruchy kadrowe w rządzie. Stanowisko szefa MON stracił Antoni Macierewicz. Tym samym Kurski musiał zrewidować swoje sojusze. Ludzie Macierewicza nie byli mu już w niczym potrzebni.

Dlatego miesiąc po zmianach w rządzie nastąpiły zmiany na Placu. 18 stycznia 2018 roku z fotelem dyrektora TAI musiał się pożegnać Klaudiusz Pobudzin. Stanowiska stracili Pawelczyk i Bugała. Z Placem pożegnać się też musiał Bińkowski. Do niego zaufanie stracił sam Kurski, tak przynajmniej twierdzą osoby z otoczenia prezesa TVP.

Kurski zaczął w końcu urządzać Plac po swojemu. Pierwszą decyzją prezesa było wysłanie na zastępcę dyrektora TAI Pawła Gajewskiego, jego asystenta z czasów Solidarnej Polski, który w TVP znany był z tego, że podczas festiwalu w Opolu nosił za Kurskim czarny przedmiot służący do ochrony przed deszczem. Stąd starzy pracownicy nadali mu przezwisko – „Parasol”. Obowiązki dyrektora TAI powierzono Jarosławowi Olechowskiemu, który od września 2017 roku już kierował Wiadomościami. Szefem najważniejszego programu informacyjnego został zresztą na skutek konfliktu Kurskiego z Paczuską, która miała się nie zgadzać na toporny przekaz informacji, który wymuszał na niej prezes telewizji. Skądinąd o swoim zwolnieniu Paczuska dowiedziała się z Twittera, za co później Kurski oficjalnie nawet przepraszał.

Paradoks, ale i smaczek tej roszady polegał na tym, że to Paczuska wyciągnęła go z TVP Info do głównego serwisu informacyjnego TVP. Tak samo było z Pobudzinem i Bugałą. O całej trójce na Placu mówiono żartobliwie „dzieci Paczki”.

Olechowski przebył w TVP Info długą drogę. Trafił tam w czasach, kiedy rządził obóz PO–PSL. Na Placu mówiono, że jego protektorami byli ludowcy. W 2016 roku, kiedy szefem TAI był Pilis, jeden z pracowników TAI dostał polecenie przygotowania listy osób zatrudnionych z polecenia PSL. Na tej liście był Olechowski.

Wróćmy jednak do stycznia 2018 roku. Olechowski, kiedy kierował Wiadomościami, dał się poznać jako osoba, która wykona nawet najgłupszy pomysł prezesa TVP. Często Kurski miał mu sam dyktować przez telefon, jak mają być ułożone materiały w Wiadomościach.

Mimo to wybór Olechowskiego wynikał raczej z przypadku aniżeli z zaufania do jego osoby. Kurski doszedł bowiem do ściany. Chciał dokonać zmian, a nie miał już kim. W styczniu 2018 roku nie miał nikogo, kogo mógłby powołać na szefa TAI. Gajewski, który tam trafił, nie znał się na dziennikarstwie. Przed przyjściem do telewizji nigdy nie pracował w mediach. Nie miał też wyższego wykształcenia. Dlatego jego rola miała się ograniczać do zarządzania finansami Placu i patrzenia Olechowskiemu na ręce. Tym sposobem osoba, którą w TVP Info miano zatrudnić z poręki PSL, stała się pod rządami PiS szefem Telewizyjnej Agencji Informacyjnej.

Kolejna bitwa o Plac została zakończona. W tle nadal jednak trwała zakulisowa wojna o szefa TVP. Kurski nie należy bowiem do faworytów Mateusza Morawieckiego i gdyby to od premiera zależało, telewizją kierowałby już ktoś inny.

Szef rządu największe zastrzeżenia ma do tego, jak telewizja prezentuje informacje. Jak twierdzą jego współpracownicy, nie podoba mu się toporność przekazu. Kurski odpierał zarzuty premiera, twierdząc, że tylko taki przekaz trafia do elektoratu PiS.

Momentem kulminacyjnym wojny o telewizję były wybory samorządowe w 2018 roku. PiS przegrał je z Koalicją Obywatelską. A jeśli nawet nie przegrał, to na Nowogrodzkiej uznano, że wynik jest zły.

Dlatego w partii Jarosława Kaczyńskiego zaczęło się szukanie winnych. Kurski zrzucił wówczas winę na Morawieckiego. Sobie i telewizji nie miał nic do zarzucenia. Morawiecki z kolei był po wyborach zbyt słaby, by dokonać jakichkolwiek zmian. Również Krzysztof Czabański nie palił się już do odwołania Kurskiego. Toporna taktyka prezesa TVP zawiodła, ale w PiS zdawali sobie sprawę, że przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i parlamentu krajowego zmiana na stanowisku szefa telewizji może bardziej zaszkodzić niż pomóc.

Kurski z opresji znowu wyszedł zwycięsko. Ale w marcu 2019 roku nastąpiła kolejna próba sił. Tym razem Morawiecki zyskał sprzymierzeńca w osobie prezydenta Andrzeja Dudy. Prezydent miał podpisać ustawę o dofinasowaniu dla telewizji w kwocie 1,13 mld zł. Bez tego zastrzyku finansowego TVP nie byłaby w stanie funkcjonować. I to właśnie postanowili wykorzystać prezydent i premier. 14 marca 2019 roku Rada Mediów Narodowych odwołała z zarządu telewizji Macieja Staneckiego, jednocześnie powołując Piotra Pałkę i Marzenę Paczuską. W TVP zapanowała panika. Nikt się nie spodziewał takich ruchów. Gdyby trzyosobowy zarząd się utrzymał, dwoje jego członków zawsze mogłoby przegłosować prezesa. Panika była na tyle duża, że na Placu zaczęto rozdawać etaty.

– Zapełniamy wszystkie wakaty – mówił mi wtedy współpracownik Kurskiego.

I tak Krystian Kuczkowski, dotychczasowy szef newsroomu TVP Info, został zastępcą Olechowskiego do spraw TVP Info. Z kolei stery redakcji Wiadomości objęła Danuta Holecka. Obawiano się, że TAI przypadnie Paczuskiej, która będzie chciała urządzić agencję po swojemu. Jednocześnie Kurski rozpoczął kolejną zakulisową grę, by ratować swoją pozycję.

Jednak w tej układance szczęście dopisało Kurskiemu. Okazało się, że Piotr Pałka, który został powołany do zarządu, był w sporze sądowym z TVP, co najpierw doprowadziło do zawieszenia go przez radę nadzorczą spółki, a później jego rezygnacji ze stanowiska.

Zarząd znowu stanowiły dwie osoby i to prezes Kurski miał decydujący głos. Po raz kolejny wyszedł cało z opresji. Paczuska, która miała plany przejęcia Placu, musiała z nich zrezygnować. Ostatecznie dostała nadzór nad publicystyką, rozrywką i internetem. Nadzór nad Telewizyjną Agencją Informacyjną został przy Kurskim.

Plac sprawdził się podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego. Kurski triumfował. PiS stosował bowiem wymyśloną przez niego retorykę. Mało tego. Na finiszu kampanii to Kurski zdecydował o ataku na Konfederację. Telewizja w pokazywanych materiałach kwestionowała też odszkodowania dla Żydów za mienie zostawione i zniszczone w Polsce podczas drugiej wojny światowej, wyjmując ten argument z przekazu konfederatów. I to na finiszu kampanii dało PiS-owi zdecydowane zwycięstwo.

Książka drukowana (dostawa InPost), w formatach e-pub i mobi w naszej księgarni internetowej 

Chcecie posłuchać? Audiobook jest dostępny w Audiotece

Zapis spotkania autorskiego z Mariuszem Kowalewskim