Cała książka drukowana (dostawa InPost) w formatach e-pub i mobi w naszej księgarni internetowej
Chcecie posłuchać? Audiobook jest dostępny w Audiotece
Dostępna także w zestawie Pakiet Macierewicz (“Macierewicz i jego tajemnice” oraz “Macierewicz jak to się” stało autorstwa Tomasza Piątka)
El compañero Macierewicz
Podkreślmy, że wybór katolicyzmu nie stanowił przemiany politycznej. W latach 60. Antoni Macierewicz, rozdarty między religijnością i antyreligijnością, w innych kwestiach prezentuje postawę lewicową. W pierwszej połowie następnego dziesięciolecia czyni to jeszcze wyraziściej. Choć dzisiaj brzmi to nieprawdopodobnie, w latach 70. „katolik polityczny” Macierewicz zdaje się jeszcze bardziej przesuwać na lewo. Świadczy o tym m.in. relacja, którą przedstawił mi wybitny opozycjonista Seweryn Blumsztajn, późniejszy redaktor naczelny „Biuletynu Informacyjnego KOR”: „Gdy poznałem Antoniego, mógł to być 74. lub 75. rok. Był wtedy bardzo lewicowy. Guevarysta. Chodził na seminarium profesora Łepkowskiego, który zajmował się Ameryką Łacińską i zdaje się, że uważał, że prawdziwa rewolucja jest właśnie tam. Macierewicz pracował na iberystyce. Wtedy robił na mnie jak najlepsze wrażenie. Świetny rozmówca. Choć muszę przyznać, że traktowałem go nieco protekcjonalnie. Bo on był rewolucjonistą, a ja już na innym etapie i ta cała lewacka frazeologia nie bardzo do mnie trafiała. W tym środowisku byli też Andrzej Celiński, Wojtek Onyszkiewicz, Piotrek Naimski. Antek był trochę marudny, dzielił włos na czworo. Wtedy bardzo przylepiony do Jacka [Kuronia – przyp. aut.]. To był rodzaj wzajemnej fascynacji. Bo Jacek zawsze zwracał się do kolejnego, młodszego pokolenia”.
W 1972 r. do Polski przyleciał prawicowy prezydent USA, Richard Nixon. Krótko po nim podobną wizytę odbył komunistyczny dyktator Kuby, Fidel Castro. Macierewicz na ulicach Warszawy protestował przeciw przyjazdowi pierwszego i wiwatował na cześć drugiego[1]. Żywo interesował się też lewicą z Chile. Janusz Kijowski pamięta to tak: „Na początku lat 70. pracowałem w Rozgłośni Harcerskiej. Byłem jeszcze studentem. Biegałem na Konopnickiej, robiłem jakieś reportaże, wywiady. Podobała mi się ta robota. Pamiętam, że kiedyś do kwatery głównej, gdzie się mieściła rozgłośnia, przybiega Antek, aż pąsowy. Mówi – słuchaj, do Polski przyjeżdża Hortensia Bussi, żona Salvadora Allende [zamordowany przez prawicowego dyktatora Augusto Pinocheta lewicowy prezydent Chile – przyp. aut.]. To była wiosna 1974 r. Po zamordowaniu męża wdowa przeniosła się do Paryża i stamtąd przyleciała do PRL. Witano ją z honorami. Antek mówił, że musimy z nią koniecznie zrobić wywiad i porozmawiać. Strasznie chciał ją poznać, dowiedzieć się jaki ma pogląd na świat. Wziąłem magnetofon, pojechaliśmy na Okęcie. Był niesamowicie podniecony. Nie pamiętam, czy udało mi się z nią porozmawiać choć na tyle, żeby puścić to na antenie. Chyba nie zrobiłem z tego audycji. Ale jemu udało się zamienić z Bussi kilka słów i umówić się na następny dzień w hotelu. Chyba się z nią spotkał, przeprowadził rozmowę. Zamordowanie Allendego było dla nas wielkim szokiem. Co tu dużo gadać! Wchodzi junta wojskowa, ukatrupiają prawowitego prezydenta w jego gabinecie. Straszne to było. Ale żeby się emocjonować jego żoną… Choć z drugiej strony on się interesował Ameryką Południową. Może to wynikało z jego normalnych, naukowych zainteresowań. Po napisaniu magisterki o Świetlistym Szlaku [ultralewicowe ugrupowanie partyzanckie w Peru – przyp. aut.] oraz partyzantce miejskiej w Boliwii szykował się do doktoratu. Namawiał go do tego profesor Łepkowski”.
Jednak amerykański politolog David Ost podaje, że istniała w Chile lewica, która frapowała Macierewicza jeszcze bardziej niż ta spod znaku prezydenta Allendego i jego żony: „Uważnie obserwował wydarzenia w Chile i zdecydowanie popierał maoistowską partię MIR, która wzywała rząd Allendego do uzbrojenia robotników, aby mogli przejąć władzę. Gdy władzę przejął jednak Pinochet, Macierewicz pomógł niektórym działaczom MIR uzyskać azyl w Polsce”[2]. Maoizm to chińska wersja stalinizmu, która w latach 60. i 70. stała się modna w Trzecim Świecie oraz na zachodnich uniwersytetach. Trzeba jednak odnotować, że MIR (Movimiento de Izquierda Revolucionaria, Ruch Lewicy Rewolucyjnej) w drugiej połowie lat 60. zaczął się określać jako ortodoksyjnie marksistowsko-leninowski, nie maoistowski. Niekiedy wprost się odcinał od chińskiego maoizmu (jak również od trockizmu, albowiem początkowo w MIR byli też trockiści). Ten ortodoksyjny marksizm-leninizm po części zbliżał chilijskie ugrupowanie do sowieckich komunistów. Przeszkodę stanowiło zajęcie Czechosłowacji w 1968 r. przez wojska Sowietów (i ich sojuszników włącznie z PRL), skrytykowane przez MIR. Jednak dawało się to ominąć. Głównym politycznym sojusznikiem partii była związana z Sowietami komunistyczna Kuba. Przywódca MIR Miguel Enriquez współpracował z kubańskimi służbami specjalnymi[3]. Zatem wśród latynoskich towarzyszy Antoniego Macierewicza mogli się znaleźć bardzo interesujący ludzie. Intuicję tę potwierdza jedno z moich źródeł, osoba z kręgów dyplomatycznych. Wyjawiła ona, że niektórzy z południowoamerykańskich znajomych Macierewicza wysoko zaszli na swoim kontynencie, w tamtejszych lewicowych partiach politycznych (gdy przeszły one od partyzantki i terroryzmu do sprawowania władzy). Co do jednego z tych znajomych, informację o jego karierze potwierdzają również inne źródła. W latach 70. Antoni Macierewicz zaznajomił się z Ladislau Dowborem, który później został doradcą prezydenta Brazylii[4]. Prezydenta szczególnego formatu – był nim Luiz Inácio Lula da Silva, słynny lewicowy reformator, który wyrwał z nędzy miliony ludzi, ale pobrudził sobie przy tym ręce (obecnie odsiaduje dwunastoletni wyrok za korupcję).
Nie znaczy to oczywiście, że el compañero Macierewicz został zwerbowany przez Kubańczyków – lub przez Sowietów za pośrednictwem Kubańczyków. Tego nie wiemy. Możemy jednak przyjąć, że w latach 60. i 70. ewentualni latynoscy werbownicy napotkaliby mniej trudności niż inni. Zapewne rozmówca wysłuchałby ich grzecznie i uważnie, jeśli nie przyjaźnie.
Druga przemiana
Do połowy lat 70. Antoni Macierewicz jest „lewakiem” czy też „katolewakiem”. W latach 1977–79 coś się zmienia. Nasz bohater działa wówczas w opozycyjnym Komitecie Obrony Robotników. Założył tę organizację razem z Jackiem Kuroniem. Jej członkiem jest również bliski przyjaciel Macierewicza, Piotr Naimski. Organizacja odnosi sukces, staje się rozpoznawalna, rodacy zaczynają darzyć ją zaufaniem. W 1977 r. KOR poszerza formułę. Już nie zajmuje się tylko prześladowanymi robotnikami. Walczy z wszelkimi nadużyciami władzy i przekształca się w Komitet Samoobrony Społecznej „KOR” (KSS „KOR”, który dla uproszczenia nadal będę określać poprzednią, krótszą nazwą). Wtedy Macierewicz i Naimski przystępują do rozbijania organizacji. Odcinają się od tzw. „lewicy laickiej”, czyli tych działaczy KOR, którzy wyznają poglądy lewicowe lub liberalne. W 1977 r. organizacja zaczyna wydawać nielegalne pismo „Głos”. Redaguje je Antoni Macierewicz. Inni członkowie KOR, w tym Adam Michnik, mieli wspierać ten tytuł. Ale ze względu na spory, zostawiają „Głos” w rękach Macierewicza. W ocenie funkcjonariuszy SB, Antoni Macierewicz z Piotrem Naimskim próbują przeobrazić pismo w zalążek ich własnej grupy opozycyjnej, niezależnej od KOR[5].
Czy jednak funkcjonariusze SB nie mogli mieć skrzywionego spojrzenia? Esbecy – jak ich nazywano – byli przecież profesjonalnymi intrygantami. Tacy zaś doszukują się intryg również tam, gdzie ich nie ma… Aby odpowiedzieć na to zastrzeżenie, posłuchajmy opozycjonisty, który przebywał wówczas w środku całego zamieszania. Oto, co mówi mi Seweryn Blumsztajn: „Ta słynna awantura o «Głos» to też jest znaczące. Sama próba powołania wspólnego, środowiskowego biuletynu ponad podziałami już jest dowodem, że coś się rozjeżdżało. Antoniemu ciągle coś się nie podobało. Raz to, raz tamto. Obrażał się, że ktoś coś powiedział. Był strasznie marudny. Zawsze musiał zaznaczyć swoją obecność i odrębną opinię. Uważałem, że on nic nie wymyśla, że bieży z rozmówcą – żeby być inteligentnym, musi mieć przy sobie kogoś inteligentnego. Kiedy już zostałem członkiem KOR i zacząłem uczestniczyć w zebraniach, było nieznośnie. Antoni i Piotr [Naimski – red.] byli przeciwko wszystkim. Zawsze mieli inne zdanie. Gdyby nie Jacek [Kuroń – red.], to nie dałoby się osiągnąć żadnego kompromisu. Antoni ciągle wnosił poprawki. Próbował rozbijać KOR […] Antek i jego koledzy polemizowali w «Głosie» z jakimiś tekstami Jacka [Kuronia – przyp. red.] czy Adama [Michnika – przyp. red.]. To były już dwa osobne światy. Spotykaliśmy się w KOR albo jak był duży bankiet, ale towarzysko już ze sobą nie żyliśmy”.
W publicystyce Macierewicza pojawiają się wtedy prawicowe nuty. Zaczyna chwalić Romana Dmowskiego, ideowego protoplastę wszystkich polskich narodowców. Tak rodzi się Antoni Macierewicz, którego znamy – katolicki prawicowiec i nacjonalista. Świeżo upieczony działacz narodowy chce przenieść swój nowy, prawicowy radykalizm na ulice. W tym celu próbuje wykorzystać katolickie obrzędy, które kiedyś wyśmiewał. W poświęconej Macierewiczowi księdze pamiątkowej Niepodległość ma jeden kształt… Justyna Błażejowska opisuje to w sposób następujący: „Pod koniec 1979 r. grupa «Głosu» porozumiała się z ludźmi niezależnego wydawnictwa Biblioteka Historyczna i Literacka oraz członkami redakcji «Opinii» – pisma Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela [ROPCiO, opozycyjna organizacja, bardziej prawicowa niż KOR – przyp. aut.]. Wszyscy razem przygotowali obchody z okazji dziewiątej rocznicy masakry na Wybrzeżu. Miały polegać na udziale w Mszy św. w intencji ofiar, zamówionej w kościele Przemienienia Pańskiego ojców kapucynów, a następnie – przejściu pod pomnik Jana Kilińskiego przy ulicy Podwale” (str. 86). Jednak SB dowiedziała się o planach Macierewicza i jego ludzi. „W przeddzień uroczystości Służba Bezpieczeństwa przeprowadziła zakrojoną na szeroką skalę akcję zatrzymań – na tzw. dołek [areszt przy komisariacie milicji lub policji – przyp. aut.] trafiło około 200 osób. Wybrani, w tym Macierewicz i Naimski – dostali sankcje prokuratorskie na trzy miesiące (…)” – pisze Błażejowska na stronach 86-87. To ostatnie zdanie oznacza, że prokurator zezwolił na trzymiesięczny areszt w przypadku obu działaczy. Jednak siedzieli znacznie krócej: „[…] (ostatecznie zostali zwolnieni 19 grudnia). Z uwagi na rozwój wypadków i obawę przed prowokacją już po zakończeniu nabożeństwa jeden z uczestników ogłosił przez megafon jeszcze przed wyjściem z kościoła, że przemarsz jest odwołany […]Sytuacja wywołała gwałtowną reakcję ze strony lewicy laickiej […] zespół redakcyjny «Biuletynu Informacyjnego» [głównego pisma wydawanego przez KOR – przyp. aut.] zarzucał organizatorom brak odpowiedzialności i… uczciwości” (str. 87).
Błażejowska dziwi się tym zarzutom (lub udaje, że się im dziwi). Bliskiej Macierewiczowi historyczce należy jednak oddać sprawiedliwość. Ma odwagę zacytować najważniejszy argument innych członków KOR skierowany przeciwko Macierewiczowi: „Zaskakiwanie demonstracją uliczną ludzi, którzy udali się np. na mszę św. do kościoła, jest postępowaniem nieuczciwym. Jest marnotrawieniem zaufania, które środowiska opozycji demokratycznej uzyskały w społeczeństwie dzięki swej prawdomówności” (str. 87-88). KOR-owcy dodają też, że „w trakcie warszawskich obchodów rocznicy masakry grudniowej nadużyto zaufania Kościoła” (str. 88).
KOR-owcy, jak się zdaje, mieli rację. Świadkowie tamtych zdarzeń, z którymi rozmawialiśmy, są zgodni. Ani KOR, ani odpowiedzialny za diecezję biskup katolicki nie mieli o niczym pojęcia. Podobnie jak wierni, którzy przyszli na nabożeństwo. Nie wiedzieli, że po mszy pod kościołem miał czekać na nich Macierewicz z megafonem, by poprowadzić ich wprost na milicyjne pałki. Seweryn Blumsztajn mówi, że Macierewicz usiłował wówczas manipulować starszymi i bardziej konserwatywnymi członkami KOR, np. Józefem Rybickim – bohaterem AK, więźniem czasów stalinizmu, jednym z pierwszych członków KOR: „Próbował podrywać różnych starców, na przykład Rybickiego, który nie lubił Kuronia. Antek próbował to wykorzystać, ale potem okazało się, że okłamał Rybickiego i tamten go znienawidził. Środowiska prawicowe, głównie ROPCiO, zrobiły manifestację. Antek i Piotrek [Naimski – red.] wplątali w to KOR, który jeszcze nie był gotowy. Straszna awantura. Po raz pierwszy usłyszałem krzyczącego księdza Zieję [Jana Zieję, katolickiego duchownego, działacza, publicystę i pisarza, podczas wojny – konspiratora, który m.in. z narażeniem życia pomagał ukrywać Żydów przed hitlerowcami – przyp. aut.]”.
Przy tej okazji ludzie Macierewicza oszukali też prawicowców z Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Tak to wspomina Bronisław Komorowski, były działacz tej organizacji: „Apogeum naszej współpracy z Antkiem to grudzień 1979 r. Była to próba zorganizowania wspólnej demonstracji poświęconej pamięci robotników pomordowanych w grudniu 1970 r. Już wcześniej organizowaliśmy demonstracje o charakterze patriotyczno-religijnym. Ta jednak miała być wspólną akcją Ruchu Praw Obrony Człowieka i Obywatela oraz innych środowisk. Wydawało nam się, że dogadując się z Macierewiczem i Naimskim, dogrywamy współpracę z KOR. Ale okazało się, że oni już się trochę dystansowali od tego środowiska. Wyszło tak, że to była demonstracja «Opinii», Biblioteki Historyczno–Literackiej i grupy «Głos». Nie udała się. Wszyscy zostali aresztowani, co najmniej kilkadziesiąt osób, jeśli nie setka. Wyłapano ludzi z grupy «Głos», między innymi też Andrzeja Czumę, mnie, ale również osoby kompletnie w to niezaangażowane, chyba nawet Adama Michnika. W każdym razie aresztowano też osoby z tej drugiej strony KOR-u, kompletnie niezaangażowane w demonstrację… Do tego pomagaliśmy Macierewiczowi i Naimskiemu w drukowaniu «Głosu». Byłem przekonany, że w ten sposób pomagam radykalnej, ale KOR-owskiej grupie. Potem się okazało, że oni byli już na etapie wychodzenia, o czym nie wiedziałem. Kiedy z Marianem Piłką drukowaliśmy drugi numer «Głosu», to myśleliśmy, że działamy ekumenicznie w obrębie KOR. A tam już dojrzewały ostre podziały”.
Radosław Gruca zwraca uwagę, że ówczesne działania Macierewicza mogą przywodzić na myśl relację Janusza Molki – byłego esbeka, który po latach zwierzył się prawicowemu dziennikarzowi, Bohdanowi Rymanowskiemu. Molka zaczynał jako opozycjonista, został zwerbowany przez Służbę Bezpieczeństwa, w końcu go „ukadrowiono”: z agenta został pełnoetatowym funkcjonariuszem SB. Zmienił też nazwisko (poprzednio brzmiało ono Molke). Specjalizował się w rozbijaniu opozycyjnych organizacji[6]. „Radykalne nastroje podsycają tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa” – tak w rozmowach z Rymanowskim pan Molke-Molka wspominał sytuację z lat 80., której sam był uczestnikiem[7]. Dodał przy tym, że SB kontrolowała skrajne grupy o narodowej ideologii. Co ciekawe, według Rymanowskiego esbecy złamali Molkę podczas werbunku, szantażując go ujawnieniem wstydliwej rodzinnej tajemnicy. Gdy już jednak Molke-Molka zaczął współpracować z nimi jako agent, wrodzona ambicja kazała mu zostać agentem wybitnym, wreszcie funkcjonariuszem. Czy można szukać analogii między Molką a Macierewiczem? Całe życie tego drugiego świadczy, że jest człowiekiem bardzo ambitnym. Miał też rodzinną tajemnicę, której mógł się wstydzić (opowiem o niej w dalszej części tej książki).
Cała książka drukowana (dostawa InPost) w formatach e-pub i mobi w naszej księgarni internetowej
Chcecie posłuchać? Audiobook jest dostępny w Audiotece
Dostępna także w zestawie Pakiet Macierewicz (“Macierewicz i jego tajemnice” oraz “Macierewicz jak to się” stało autorstwa Tomasza Piątka)
Przypisy do opublikowanego fragmentu
[1] A. Gielewska, M. Dzierżanowski, dz. cyt., s. 112-113, 284, 362.
[2] D. Ost, Solidarity and the Politics of Anti-Politics, Filadelfia 1990, s. 12.
[3] D. E. Greene, Chile’s Revolutionary Left Movement under Allende and Pinochet, LINKS International Journal of Socialist Renewal, <http://links.org.au/chile-allende-pinochet-revolutionary-left-movement>, dostęp: 14 września 2018.
[4] A. Gielewska, M. Dzierżanowski, dz. cyt., s. 48 i n.
[5] Ł. Kamiński, G. Waligóra, Kryptonim „Gracze”. Służba Bezpieczeństwa wobec Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej KOR 1976–1981, Warszawa 2010, s. 537.
[6] R. Mazurek – B. Rymanowski, Jak pijesz z esbekami, patrzysz na świat jak oni, „Rzeczpospolita” (wydanie internetowe), 3 listopada 2012, <https://www.rp.pl/artykul/948294-Jak-pijesz-z-esbekami–patrzysz-na-swiat-jak-oni.html>.
[7] B. Rymanowski, Ubek: wina i skrucha, Poznań 2012, s. 32.