Książka drukowana (dostawa InPost) oraz w formatach e-pub i mobi do nabycia w naszej księgarni internetowej
„Każdy, kto śledzi łamy mediów sympatyzujących z PiS-em, przywykł do charakterystycznego biało-zielonego logo SKOK-u. Jest wszechobecne. […] SKOK jest wszędzie” – zauważyli w 2012 r. dziennikarze „Wprost”. Rzeczywiście, w ciągu kilkunastu miesięcy od katastrofy SKOK-i były blisko właściwie każdej nowej inicjatywy partii Kaczyńskiego.
Gdy rozpoczęła się posmoleńska kampania prezydencka, „Gazeta Wyborcza” oskarżała SKOK-i o finansowanie kandydatury Jarosława Kaczyńskiego i omijanie prawa. W Trójmieście zaczął się wtedy ukazywać – a po wyborach przestał – „Magazyn Wybrzeże”, w nakładzie 55 tys. egzemplarzy, w którym obok wywiadów z Biereckim ukazywały się teksty sprzyjające PiS-owi. W magazynie reklamowały się SKOK-i. Z kolei „Newsweek” informował, że kampania SKOK Ubezpieczenia do złudzenia przypominała kampanię wyborczą PiS-u, także hasło reklamowe SKOK-u i hasła wyborcze Jarosława Kaczyńskiego były podobne. Te oskarżenia nigdy nie skończyły się interwencją Państwowej Komisji Wyborczej albo wyrokiem sądu – jeszcze w 2018 r. poseł PO Krzysztof Brejza pytał, dlaczego sponsorowany przez SKOK Wołomin magazyn przedrukował fragmenty przemówienia Kaczyńskiego, choć PiS nigdy nie wykazał, że kiedykolwiek umieszczał w tym piśmie reklamy. Przeciwnicy partii słusznie się obawiali, że może ona stworzyć zupełnie nowy medialny i PR-owy obieg, który wykorzysta do swoich celów, nie wydając ani złotówki z partyjnej kasy.
Później przyszła kampania Biereckiego na senatora. „Dlaczego decyduję się iść do Senatu? – pytał retorycznie na spotkaniu z mieszkańcami Białej Podlaskiej. – Faktycznie mogę powiedzieć, że tę decyzję podjąłem 10 kwietnia. Tylko sam w tę decyzję nie wierzyłem. To mi zajęło […] trzy dni. Żebym przestał płakać. I ciągle jeszcze dławi mnie, kiedy widzę ten wrak!”
SKOK-i wspierały wiele wydarzeń upamiętniających ofiary katastrofy smoleńskiej, ale w kampanii Bierecki nie grał wyłącznie na tę nutę. Być może nie musiał – choć jest z Gdańska, startował na Podlasiu, z okręgu, gdzie, jak komentował to jeden z tygodników, „z list PiS-u do sejmu wejdzie nawet taboret”. Bierecki taboretem nie jest: wyborcom przedstawiał się jako ekspert, który powalczy o polskie finanse publiczne i „będzie groźny” dla zagranicznych banków. W kampanii przyjechał go wesprzeć sam Jarosław Kaczyński. Peany na cześć Biereckiego wygłaszali politycy całej prawicy, którzy chcieli zyskać jego przychylność: Jarosław Kurski czy Zbigniew Ziobro – którzy później zresztą nie będą mieli oporów, żeby z dnia na dzień się od niego odwrócić.
Nad tą kampanią wisiał duch kryzysu finansowego z 2008 r., o którym Bierecki mówił dużo i chętnie, wskazując na patologie sektora bankowego. Podkreślał, że państwa musiały ratować wielkie banki, a nie małe i samowystarczalne kasy spółdzielcze. Niektóre z zachowanych na YouTubie wystąpień pokazują go przemawiającego i gestykulującego jak ksiądz czy katecheta, gdy jeszcze wolniej i spokojniej niż zazwyczaj tłumaczy gronu w większości starszych ludzi, że ich pieniądze wyciekają za granicę. Trudno w nim zobaczyć wojownika czy choćby cień dawnego zaangażowanego działacza i konspiratora – mówiąc do własnych wyborców i zwolenników, domyślnie przechodzi na „styl Radia Maryja”. Podobno jednak przychylność rozmówców innego typu zdobywał za pomocą zdecydowanie odmiennego repertuaru: szklanki whisky w warszawskim Sheratonie nieopodal Wiejskiej.
Kampanię Biereckiego prowadziła spółka Media SKOK. „Współpraca musiała układać się dobrze, bo komitet PiS-u przelał na jej konto łącznie prawie półtora miliona złotych! Innymi słowy, spółka zrobiła kampanię wyborczą członkowi swoich władz i przyjęła lukratywne zlecenia od reprezentowanego przez niego komitetu – pisał w «Newsweeku» Michał Krzymowski. – To nie wszystko. Spółdzielcze kasy wsparły też Biereckiego nieoficjalnie, zalewając media w Białej Podlaskiej swoimi reklamami. Na antenie Katolickiego Radia Podlasie pojawiły się nawet cykliczne audycje, w których Bierecki pojawiał się nie jako kandydat do Senatu, ale prezes kasy. Media SKOK w swoim sprawozdaniu finansowym utrzymuje, że te «zintensyfikowane działania» miały poprawić «sprzedaż usług i produktów Kasy Stefczyka w regionie». O tym, że przy okazji pełną parą szła kampania jej prezesa, nie wspomina ani słowem”.
Ogólnopolska prasa, w której reklamowały się SKOK-i, również wsparła kandydaturę Biereckiego. Na miesiąc przed wyborami w tygodniku „Uważam Rze” ukazała się lukrowana sylwetka kandydata autorstwa Cezarego Gmyza. Otwierała ją scena z 1984 r., gdy 21-letni Bierecki na więziennym spacerniaku zrywa różę dla swojej przyszłej małżonki. Bohater tekstu Gmyza jest weteranem walki „z łupieniem Polaków przez instytucje finansowe, […] pomysłodawcą ustawy o upadłości konsumenckiej oraz zapisów antylichwiarskich”. Tekst nie wspomina o majątku Biereckiego, przypomina za to, że gdy Donald Tusk i gdańscy liberałowie z opozycji spotykali się w pubie Cotton Club, Bierecki „przesiadywał ze stoczniowcami w Kaperze nieopodal ich zakładu”. Także „Gazeta Polska Codziennie” Tomasza Sakiewicza oddała miejsce w swoim pierwszym numerze prowadzącemu właśnie kampanię Biereckiemu: w felietonie powtórzył to, co mówił wyborcom – że PO to zły gospodarz, który prowadzi Polskę do bankructwa. Mandat senatora zdobył. Dziennikarze oszacowali, że na liście milionerów w Senacie zajmuje trzecie miejsce, z majątkiem ponad 11 mln zł.
Wytykanie Biereckiemu bogactwa spotkało się z odpowiedzią w postaci kolejnych pozwów i sprostowań dowodzących, że senator nie zarabia, jak pisały gazety, ponad pół miliona miesięcznie w SKOK-ach, tylko w innych spółkach. Gdy gazety pisały, że te spółki to „pajęczyna” albo „układ”, który zbudowały same SKOK-i, kasy wysyłały kolejne pozwy. Sam Bierecki nie musiał się jednak już mediami głównego nurtu tak przejmować. Po wyborach Media SKOK kupiły wydawany w okręgu Biereckiego „Tygodnik Podlaski”, zainwestowały w jego rewitalizację i zwiększyły nakład. Spółka wydawała już też miesięcznik „Czas Stefczyka”, wspomnianą „Gazetę Bankową” i pozbawiony reklam portal informacyjny Stefczyk.info. Media te stały się bezpieczną przystanią dla konserwatywnych publicystów. „Blogi ekspertów” na portalu Stefczyk.info pisali Jan Pospieszalski, Jacek Karnowski, Piotr Semka, Stanisław Janecki. SKOK-i zaś reklamowały się w macierzystych tytułach tych autorów: „Uważam Rze”, „Rzeczpospolitej” i „Gazecie Polskiej”.
Jednak najbardziej ekspansywne i najskuteczniejsze przedsięwzięcie medialne Grzegorz Bierecki stworzy z Michałem i Jackiem Karnowskimi.
Wspólnik
W 2012 r. założyli razem spółkę Fratria: udziałowcami są bracia Karnowscy, Spółdzielczy Instytut Naukowy i Apella SA, dawniej Media SKOK. Fratria i Apella pracowały nad stworzeniem nowego prawicowego pisma. Pierwszy numer „wSieci” ukazał się pod koniec listopada 2012 r. Dwa dni po jego premierze ze stanowiska redaktora naczelnego „Uważam Rze”, dotychczas największego tygodnika prawicy, zwolniony został Paweł Lisicki. Magazyn Karnowskich niemalże natychmiast zdobył większość czytelników „Uważam Rze” i przejął sporą część jego zespołu. Apella przygotowała dla nowego tytułu profesjonalną i szeroko zakrojoną kampanię reklamową: w Polsce zawisło dwa tysiące billboardów i pół tysiąca citylightów z wizerunkiem braci Karnowskich i innych dziennikarzy „wSieci”. Telewizyjne i radiowe spoty reklamujące tygodnik zostały wykupione w mediach publicznych i prywatnych.
Połączone siły SKOK-ów i Karnowskich dały w efekcie bogate portfolio: w orbicie Grzegorza Biereckiego znalazły się najpopularniejsze tytuły prasowe prawicy: „wSieci” i „wSieci Historii”, a także dynamicznie rozwijający się portal wPolityce.pl braci (w listopadzie 2012 r. osiągnął pułap blisko 400 tys. użytkowników i 10 mln odsłon miesięcznie) oraz jego siostrzane inicjatywy internetowe.
I w ten sposób dosłownie z dnia na dzień Grzegorz Bierecki stał się królem mediów konserwatywnych. W 2012 r. w imperium zbudowanym wokół SKOK-ów znalazły się i duże tytuły, i wydawnictwo, i firma PR. Co ciekawe, w najbardziej dosadnych słowach ten prawicowy „sprint przez instytucje” podsumował dziennikarz tejże prawicy, Rafał Ziemkiewicz, pisząc o „poczynaniach medialnych współpracowników Biereckiego, zresztą na pograniczu medialnego gangsterstwa”, które są „obliczone na przejęcie lub uzależnienie od jego sitwy wszystkich mediów «prawicowych» i stworzenie tam anty-Agory i antymichnikowszczyzny”. Mocne wejście Biereckiego na rynek prawicowych mediów nasiliło konflikty i podziały przebiegające po linii źródeł finansowania i odmiennych koncepcji „niezależności”. Najwierniejszy Biereckiemu był oczywiście najbliżej z nim związany tygodnik braci Karnowskich i ich tytuły internetowe; nieco dalej w tej orbicie znajdowała się „Gazeta Polska” Sakiewicza, który do bezpośredniej biznesowej współpracy z senatorem się przymierzał, ale ostatecznie z niej zrezygnował. Z kolei Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Do Rzeczy”, gdzie pisze Ziemkiewicz, powie mi wprost, że nawet po odejściu z „Rzeczpospolitej” i utracie stanowiska redaktora naczelnego „Uważam Rze” nadal wykluczał tego rodzaju związki z polityką, na jakie zdecydowali się Karnowscy. „Obóz” Lisickiego będzie dumny z tego, że nie wisi na niczyjej łasce; konkurenci z „obozu” Karnowskiego i Sakiewicza będą mu wypominali, że jest zbyt blisko mainstreamu.
Książka drukowana (dostawa InPost) oraz w formatach e-pub i mobi do nabycia w naszej księgarni internetowej
W pajęczynie
Złoty czas dla Grzegorza Biereckiego skończył się w roku 2014, gdy wreszcie wybuchł tlący się od lat spór między SKOK-ami, PO i Komisją Nadzoru Finansowego. Na rok przed wyborami parlamentarnymi KNF opublikowała raport zatytułowany Informacja w sprawie powiązań kapitałowych i personalnych w sektorze spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Potwierdzał on sporą część argumentów, które wcześniej podnosili krytycy systemu zbudowanego przez Biereckiego. Analitycy KNF-u wskazywali, że wokół kas powstały liczne spółki świadczące im na zasadach komercyjnych różne usługi, nie były one jednak wybierane w drodze konkursu czy przetargu; że w radach nadzorczych i zarządach tych firm pojawiają się w kółko nazwiska Biereckiego i jego bliskich współpracowników. „Przy rozbudowanej sieci podmiotów krąg osób wchodzących w skład ich władz jest stosunkowo wąski” – czytamy. KNF ustaliła, że Grzegorz Bierecki zasiada w zarządzie pięciu spółek i w radach nadzorczych kolejnych piętnastu. Samo to w sobie oczywiście nie stanowi naruszenia prawa, ale autorzy analizy stwierdzali prawniczym językiem mniej więcej to samo, co w wywiadzie powiedziała prawnuczka Franciszka Stefczyka: tak rozbudowany system działalności komercyjnej nie mieści się w idei spółdzielczych instytucji kredytowych. Raport KNF-u dodawał, że może to mieć wpływ na wyniki kas i bezpieczeństwo depozytów oraz być źródłem konfliktu interesów.
Najgorsze wrażenie robił umieszczony w raporcie schemat powiązań między spółkami SKOK-ów. Dotychczas Kasa Krajowa, sympatycy „ruchu SKOK” i przychylni Biereckiemu publicyści oburzali się i protestowali, gdy w odniesieniu do kas stosowano określenie „pajęczyna”. Ale to pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl, gdy zobaczy się załącznik do raportu KNF-u. Kilkadziesiąt podmiotów – fundacji i spółek – splata gęsta sieć. Centralne miejsce zajmuje SKOK Holding s.à.r.l, spółka zarejestrowana… w Luksemburgu.
To, że SKOK-i mogą „optymalizować” podatki, nie było tajemnicą. Na kilka miesięcy przed publikacją raportu KNF-u Bianka Mikołajewska kpiła, że niepokorni dziennikarze z portalu wPolityce.pl, którzy tak ochoczo piętnują miganie się przez firmy od podatków, dotychczas się nie zainteresowali, dlaczego robi to jedna z największych instytucji finansowych w Polsce i zarazem ich właściciel. „I już wszystko jasne – nie trzeba płacić w Polsce podatków, by być patriotą i spełniać «polskie obowiązki». Wystarczy wspierać niepokorne, bezkompromisowe, niezależne media”. Co ciekawe, gdy powstawał SKOK Holding, sam rzecznik Kasy Krajowej mówił dziennikarzom, że jednym z powodów jego utworzenia jest właśnie optymalizacja podatkowa.
Fakt, że zbliżała się właśnie kolejna kampania prezydencka, nie był bez znaczenia. Również w październiku 2014 r. media wyświadczyły Biereckiemu kolejną „przysługę”, pisząc, że senator ma wielkie ambicje – chce podporządkować sobie cały podlaski PiS, a nawet wystartować w wyborach prezydenckich. To mogło być dla niektórych kolegów z partii za wiele. Zaczęto spekulować, czy Bierecki – „u którego sam prezes Kaczyński jest na liście dłużników” – uzależnił od siebie finansowo PiS i ma na partię o wiele większy wpływ, niż przystało na debiutującego senatora. Jego pozycja musiała też kłuć w oczy tych, którzy pamiętali lata chude i niemalże zupełne odcięcie PiS-u od wpływowych mediów. Gdy w partii pojawił się pomysł prawyborów prezydenckich, podobno nawet się Kaczyńskiemu podobał – dopóki nie pojął, że to mają być prawdziwe prawybory, w których kierownictwo nie będzie miało ostatniego słowa. Wtedy też – jak oceniał autor biografii Kaczyńskiego Michał Krzymowski – „wpływy Biereckiego zaczęły w bardzo szybkim, wręcz ekspresowym tempie słabnąć”. W wywiadzie telewizyjnym jesienią 2014 r. Bierecki zaprzeczał swoim rzekomo wielkim wpływom na wszystkie możliwe sposoby. Podkreślał, że w polityce jest „aby służyć”, a nie robić karierę, poza tym prawyborów – w których miał być jednym z kandydatów – „nigdy nie uważał za dobry pomysł”.
W marcu 2015 r. szef Komisji Nadzoru Finansowego skierował do premier Ewy Kopacz, Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego pismo, w którym informował, że ponad 70 mln zł z majątku Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych (której Bierecki był prezesem od początku, czyli od roku 1990) zasiliło Spółdzielczy Instytut Naukowy, gdy Fundację zlikwidowano. ABW przekazała sprawę gdańskiej prokuraturze. Grzegorz Bierecki został zawieszony w prawach członka klubu senackiego PiS. Był to koniec jego marzeń – jeśli rzeczywiście je miał – o prezydenturze i jakimkolwiek przewrocie w partii.
PiS nie odstawił jednak senatora na boczny tor, po prostu pokazał mu miejsce w szeregu. W wyborach z 2015 r. kandydował bez poparcia swojej partii, ale PiS nie wystawiło w jego okręgu kontrkandydata. Mandat zdobył ponownie. Pomimo turbulencji wcześniejszych miesięcy i walki z KNF-em były to dla Biereckiego – mimo wszystko – lata tłuste. Rozpoczynając drugą kadencję, był już najbogatszym senatorem RP. Zadeklarował majątek wysokości 27 mln zł. W jego skład wchodził też – wyceniony na 15 tys. – fiat 126p. Niestety, chyba nie ten sam maluch, którym 25 lat wcześniej objeżdżał Polskę i zachęcał do wstępowania do kas. Tamten był pewnie po prostu bezcenny.
Po objęciu kas nadzorem KNF-u w 2012 r. coraz częściej mówiło się o „aferze SKOK-ów” – miały działać na niekorzyść swoich klientów, jednocześnie wzbogacając wyłącznie Biereckiego i jego otoczenie. Po serii upadłości kas Bankowy Fundusz Gwarancyjny oceniał ich straty na kilka miliardów. Problemy finansowe SKOK-ów – którym senator nie przeczył wprost – chyba nigdy nie doczekały się ze strony prawicy jakiegokolwiek wyjaśnienia. „[…] nadzór nad spółdzielczymi kasami oszczędnościowo-kredytowymi sprawuje Komisja Nadzoru Finansowego. Wcześniej, kiedy sprawowała go Krajowa SKOK, żaden SKOK nie zbankrutował” – ucinał temat Bierecki, a z artykułów publikowanych w prawicowej prasie można się było dowiedzieć wyłącznie tego, że to zmowa Platformy Obywatelskiej i KNF-u, które sprzysięgły się przeciwko polskiej instytucji finansowej.
W grudniu 2015 r., po wyborach wygranych przez PiS, Bierecki razem z Michałem Karnowskim założyli kolejną spółkę, Syssitia. Według niepotwierdzonych informacji (dementowanych przez Karnowskich) miała ona produkować programy dla TVP pod rządami Jacka Kurskiego. W starożytnej Sparcie słowo „syssitia” oznaczało wspólny posiłek wojowników. A może w tym przypadku chodziło po prostu o podział łupów?
Książka drukowana (dostawa InPost) oraz w formatach e-pub i mobi do nabycia w naszej księgarni internetowej