Cała książka drukowana (dostawa InPost) w formatach e-pub i mobi w naszej księgarni internetowej 

Chcecie posłuchać? Audiobook jest dostępny w Audiotece

Dostępna także w zestawie Pakiet Macierewicz („Macierewicz i jego tajemnice” oraz „Macierewicz jak to się” stało autorstwa Tomasza Piątka)

MILIONER NIESPECJALNIE GRZECZNY

Robert Jerzy Luśnia urodził się 9 lipca 1962 r. w Warszawie. Dzisiaj, gdy jest milionerem, wypadałoby podkreślić: w niezamożnej rodzinie i niezamożnej dzielnicy Warszawy. W swoim życiu Robert Luśnia przeszedł długą drogę. Prowadziła ku szczytom, aczkolwiek była kręta. Wychowywał się na warszawskiej Pradze, w okolicy ulic Ząbkowskiej i Nieporęckiej. Skromne pochodzenie nie zabiło w nim ambicji. Wręcz przeciwnie, był przebojowy. Według informacji podawanych przez liczne źródła dostępne w internecie – od Wikipedii po parafialne pismo „Kana” (numer z czerwca 2013 r.[1]) – młody Robert Luśnia został uczniem liceum im. Gottwalda. Szkołę tę uważano za jedno z lepszych liceów w Warszawie. Gdy przyszło wybrać kierunek studiów, nasz bohater też nie poszedł na łatwiznę. W latach 80. trafił na Politechnikę Warszawską. Ale czas był burzliwy – i Luśnia tych studiów nie skończył. Mimo to dziś jest człowiekiem sukcesu. Jeśli sukces mierzyć majątkiem.

Spółka ARL, którą Luśnia ma razem z żoną, posiada cenne nieruchomości w kilku polskich miastach. Ale przede wszystkim ARL jest jedynym udziałowcem świetnie prosperującej firmy Intrograf Lublin, która produkuje opakowania leków i eksportuje je na Zachód. Firma stosuje nowoczesne zarządzanie i technologie. Lublinianie są z niej dumni. Znawcy branży opakowaniowej mówią mi, że sukces Intrografu jest bardziej zasługą jej menedżerów niż właściciela. Według jednego z informatorów zarząd firmy postawił Luśni nieformalne ultimatum: „Zarabiamy dla ciebie pieniądze – pod warunkiem że nie pojawiasz się w fabryce”.

Jeśli to prawda, to podziwiam odwagę menedżerów, bo wszystkie źródła mówią, że Luśni trudno się postawić. W latach 1996–2002, gdy budował swoją fortunę w Lublinie, nazywano go tam „Luśnia Bin Laden”. Jest człowiekiem ekspansywnym. „I niezbyt przyjemnym” – dodaje Maciej Wrześniowski, który poznał Luśnię wcześniej, w latach 80. Działali wtedy razem w antykomunistycznym podziemiu.

„Zawadiacki” – tak Roberta Luśnię określa Tomasz Wołek, dziś publicysta, a w tamtym czasie jeden z liderów podziemnego Ruchu Młodej Polski (RMP). I opowiada: „W 1981 r. Luśnia był na zjeździe RMP w Gdyni. Przywiózł ze sobą wielki nóż, którym wymachiwał”.

Jak widać, w latach 80. Robert Jerzy Luśnia był aktywny w podziemnej opozycji. Ale była to aktywność bardzo szkodliwa. Robił gorsze rzeczy niż machanie nożem.

PŁATNY KONFIDENT SB

W latach 80. Luśnia był płatnym konfidentem komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Działał pod pseudonimem TW „Nonparel”. Donosił m.in. na kolegów z nielegalnych organizacji, których był członkiem (Ruch Młodej Polski i Niezależne Zrzeszenie Studentów).

Kilkanaście lat temu Luśnia został publicznie zlustrowany i zdemaskowany. W latach 2003–2006 sądy rozpatrywały jego sprawę lustracyjną. Zakończyła się ona wyrokiem Sądu Najwyższego, który 11 lipca 2006 r. prawomocnie i ostatecznie uznał Luśnię za konfidenta SB[2]. Wyrok wydali sędziowie Tomasz Grzegorczyk (przewodniczący), Andrzej Deptuła i Jacek Sobczak.

W warszawskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) znajduje się imienna teczka Roberta Jerzego Luśni. Zawiera ona esbeckie dokumenty o sprawdzonej autentyczności. Dokumenty te jednoznacznie stwierdzają, że Luśnia to tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa, który działał pod pseudonimem „Nonparel”.

W teczce są niejasności i luki – ale są też niezbite, wręcz miażdżące dowody agenturalnej działalności „Nonparela”. Ten sam oddział IPN-u przechowuje również akta sprawy lustracyjnej Roberta Jerzego Luśni (sygnatura V AL 13/03). Widziałem wymienione dokumenty i wielokrotnie je przeczytałem. Zawartość teczki Luśni posiadam w postaci elektronicznej.

MACIEREWICZ I LUŚNIA W TEJ SAMEJ FUNDACJI

Podsumujmy: w 2006 r. sąd orzekł ostatecznie, że Luśnia był konfidentem. Mimo to dziesięć lat później – w roku 2016 – Macierewicz zasiadał razem z Luśnią we władzach tej samej fundacji Głos. Sprawdziłem tę informację w sposób wykluczający wątpliwości. Przede wszystkim potwierdziłem ją w archiwum Sądu Gospodarczego w Warszawie, a także w Krajowym Rejestrze Sądowym.

Organizacje, które znajdują się w KRS-ie, zgłaszają w nim wszelkie oficjalne zmiany (np. w swoich władzach). Muszą to robić na bieżąco. Dlatego rejestr ten jest regularnie aktualizowany.

W 2016 r. spędziłem kilka dni – łącznie kilkanaście godzin – w archiwum KRS-u. Przez cały ten czas czytałem i przepisywałem papierowe dokumenty dotyczące Macierewicza i Luśni, które są tam zgromadzone. Zachowałem notatki oraz zdjęcia owych dokumentów (w archiwum wolno je fotografować).

Czego się z nich dowiedziałem?

Okazało się, że Robert Jerzy Luśnia faktycznie figuruje jako prezes zarządu fundacji Głos. Pełni tę funkcję nieprzerwanie od roku 1998. Ostatnie dokumenty pochodziły z lat 2003–2004, więc nie były nowe. Ale nie znalazłem wśród nich żadnego, który by mówił o ustąpieniu czy choćby zawieszeniu prezesa Luśni.

Pozwolę sobie wyliczyć ostatnie dokumenty znajdujące się w aktach fundacji:

„Pismo o postępowaniu rejestrowym” z 2003 r., w którym zarząd prostuje dane członków władz i po raz kolejny potwierdza, że prezesem jest Robert Luśnia;

dołączony do pisma „Protokół niezgodności” (2003 r.), w którym Luśnia znowu określony jest jako prezes zarządu;

postanowienie sądu (2003 r.), które m.in. uznaje Luśnię za prezesa zarządu;

prośba jednego z założycieli fundacji, Marcina Gugulskiego, o udostępnienie jej statutu (2004 r.);

prośba o wydanie kopii akt rejestrowych fundacji podpisana:
„Robert Luśnia – PREZES”
(2003 r.).

Wyliczam te dokumenty dla pewności i precyzji. Gdy bowiem ujawniłem sprawę, koledzy partyjni Macierewicza próbowali kwestionować daty.

W czerwcu 2016 r. na łamach „Gazety Wyborczej” opublikowałem pierwszy tekst o zażyłości ministra i konfidenta (pt. „Antoni Macierewicz, jego firma i jego TW”, znany też jako „Tajny agent Macierewicza”[3]). Reagując na tę publikację, działacze i zwolennicy PiS-u występowali w mediach i próbowali bagatelizować sprawę. Oni również mówili: „To dawne dzieje”. Twierdzili, że historia jest nieaktualna, że fundacja została zlikwidowana lata temu…

Słynny rzecznik Macierewicza, Bartłomiej Misiewicz, ogłosił światu jeszcze jedną wersję. 21 czerwca 2016 r. wystąpił w TVP Info i powiedział, że Luśnia od 11 lat nie jest prezesem fundacji Głos. Według Misiewicza po zdemaskowaniu – dokładnie w roku 2005 – Luśnia zrezygnował z tej funkcji[4].

To wszystko nieprawda. Fundacja nie została zlikwidowana. W 2016 r. wciąż istniała. Jej prezesem nadal był Luśnia. Każdy, kto chce, może to sprawdzić w Krajowym Rejestrze Sądowym.

A jak jest teraz, gdy piszę te słowa? W maju 2017 r.? Minął prawie rok, odkąd związki Macierewicza z Luśnią zostały ujawnione. Były głośne publikacje na ten temat. Wobec tego wypadałoby się spodziewać, że minister obrony zachowa się przyzwoicie i wystąpi z władz fundacji Głos – choćby dla dobra swego wizerunku.

Ale najwyraźniej tak się nie stało. 6 maja, gdy piszę te słowa, serwis Moje Państwo podaje, że Macierewicz wciąż zasiada w radzie fundacji Głos, a Luśnia jest jej prezesem.

Serwis Moje Państwo – tak samo jak Krajowy Rejestr Sądowy – jest regularnie aktualizowany.

PRZYPADKOWA FUNDACJA?

Zwolennicy Macierewicza próbowali go usprawiedliwiać na różne sposoby. Sugerowali, że znalazł się w jednej organizacji z Luśnią… przypadkiem, bo rzekomo nie znał jego konfidenckiej przeszłości, gdy zakładał z nim fundację. Potem zaś miałby jakoś „zapomnieć”, że zasiada w jej władzach. Ta amnezja miałaby trwać nawet wtedy, gdy Luśnia został zdemaskowany! Bo gdyby Macierewicz sobie przypomniał, że jest w jednej fundacji z konfidentem, to przecież by z niej wystąpił…

„Ja też mogę być w jakiejś fundacji i nawet o tym nie wiedzieć” – mówiła w TVN-ie posłanka Beata Kempa, szefowa kancelarii premier Beaty Szydło. To absurdalne usprawiedliwienie nie ma żadnego związku z rzeczywistością. Macierewicz jako poseł co roku składał oświadczenia majątkowe. I regularnie podawał w nich, że zasiada w radzie fundacji Głos. Tak było w latach 2011, 2012, 2013, 2014 i 2015. Poseł Macierewicz ani razu o tym nie zapomniał. Oświadczenia te może zobaczyć każdy na stronie internetowej Sejmu[5]. Formularze wypełniane są odręcznie. Nie można więc powiedzieć, że Macierewicz przez nieuwagę całymi latami kopiował i przeklejał jakiś zdezaktualizowany fragment tekstu.

To znaczy, że Antoni Macierewicz przez wszystkie te lata pamiętał i o fundacji Głos, i o tym, że zasiada w jej władzach. Nie sądził, by była ona zlikwidowana czy „nieaktualna”.

UKOCHANE DZIECKO MACIEREWICZA

Nic dziwnego, że o niej pamiętał. Bo obecność Macierewicza w fundacji Głos nie była niczym przypadkowym.

To prawda, że fundacja została założona dawno – w roku 1991. To znaczy jednak, że Macierewicz i Luśnia są w niej razem przez ostatnie ćwierć wieku. Obaj panowie zasiadają w jej władzach od samego początku. Luśnia został prezesem zarządu w roku 1998, ale wcześniej, w latach 1991–1997, był w radzie fundacji. To przede wszystkim jeden z jej założycieli. Każdy może się o tym przekonać w Krajowym Rejestrze Sądowym.

Czytając znajdujące się tam akta, zdobyłem więcej istotnych informacji o fundacji Głos. Pełna jej nazwa brzmi Głos – Fundacja dla Zachowania Polskiego Dziedzictwa. Nazwa brzmi górnolotnie i propagandowo, ale stanowi cenną wskazówkę. Zwraca uwagę na ważne powiązania biznesowe i organizacyjne.

Tak się składa, że Macierewicz jest udziałowcem firmy, której nazwa to… Dziedzictwo Polskie. Firma ta przez lata wydawała ultraprawicową gazetę o nazwie… „Głos”. Jej redaktorem naczelnym był… Antoni Macierewicz.

Co więcej, w aktach fundacji Głos czytamy, że przez pewien czas obowiązywała w niej szczególna formalna zasada. Otóż we władzach fundacji musiał zasiadać redaktor naczelny pisma „Głos”! Niezależnie od tego, kto nim był. Z akt wynika ponadto, że rada fundacji miała prawo go mianować.

Zatem Głos wygląda na ukochaną fundację Macierewicza – związaną z gazetą Macierewicza, z firmą Macierewicza i oczywiście z samym Macierewiczem zasiadającym we władzach fundacji! Współzałożycielem zaś, a od 19 lat prezesem ukochanej fundacji Macierewicza, jest były konfident SB – Robert Jerzy Luśnia.

Cała książka drukowana (dostawa InPost) w formatach e-pub i mobi w naszej księgarni internetowej 

Chcecie posłuchać? Audiobook jest dostępny w Audiotece

Dostępna także w zestawie Pakiet Macierewicz („Macierewicz i jego tajemnice” oraz „Macierewicz jak to się” stało autorstwa Tomasza Piątka)

 

Przypisy do opublikowanego fragmentu 

[1] http://www.trabkiw.ug.gov.pl/kana/2013/K198.pdf

[2] http://lublin.wyborcza.pl/lublin/1,35640,3478093.html

[3]
http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,20259316,antoni-macierewicz-jego-firma-i-jego-tw-czego-nie-wiemy-o.html

[4] http://www.tvp.info/25600705/21062016-0747

[5] http://www.sejm.gov.pl/sejm7.nsf/posel.xsp?id=228