Jak Rosja latami budowała swój informacyjny arsenał i dlaczego dziś wygrywa na polu bitwy o narrację historyczną? Publikujemy fragment książki Jakuba Dymka Nowi Barbarzyńcy, pochodzący z rozdziału pt. Ideologiczna wirówka Kremla, poświęconego ideom radykalnie antyzachodniego filozofa i byłego lidera partii Narodowo-Bolszewickiej, Aleksandra Dugina. 

W roku 2004 – gdy „geopolityka stała się strategiczną ideologią Kremla” – powstał pomysł, aby walkę z „jednobiegunowym światem” podjąć również na polu narracji medialnej: do tego celu stworzono anglojęzyczną telewizję Russia Today. Było to lustrzane odbicie BBC czy CNN: rosyjska stacja chciała być równie profesjonalna, prestiżowa i… nieobiektywna, jak – zdaniem jej twórców – media Zachodu. Obraz rzeczywistości, jaki przedstawiała, był dokładnie odwróconą wersją tego, co ze swoich mediów znał Zachód. Gdy CNN czy BBC pokazywały Rosję jako agresora w wojnie z Gruzją, z Russia Today można się było dowiedzieć, że przeciwnie, kraj ten właśnie broni się przed agresją Gruzji; przywódca Syrii Baszar Al-Asad był tu bohaterem zwalczającym terroryzm, a nie krwawym satrapą; ukraiński Majdan nie zasługiwał na miano wolnościowego zrywu, ale nazywany był faszystowskim przewrotem.

Na to, co dekadę później powszechnie będzie się już nazywać „wojną informacyjną” Rosji z Zachodem, złożyło się wiele tendencji, które miały swój początek w tamtym czasie – powstanie Russia Today, (od)budowa technologicznych i cyfrowych możliwości aparatu rosyjskiego państwa i służb, upowszechnienie się mediów społecznościowych, kryzys opiniotwórczej prasy na Zachodzie. Byłoby wielką przesadą uważać Dugina za wyłącznego patrona świadomego i jawnego antyamerykanizmu liczącej się części rosyjskiego aparatu władzy; jego misją było przesączanie radykalnych idei do głównego nurtu, ale w pojedynkę nigdy nie miał dość wpływu, aby tym procesem sterować i decydować, co się później z tymi ideami wydarzy. Z pewnością jednak rosyjskiemu myślicielowi udało się trafnie odgadnąć duchową potrzebę epoki.

Ja tylko tłumaczę, dlaczego Rosja jest lepsza od wszystkich. My niezupełnie rozumiemy zachodni umysł, a zachodni umysł zupełnie nie rozumie nas – mówił na antenie Russia Today w roku 2017. – Potrzebujemy pewnego przekładu. Zazwyczaj ten przekład uprawiali liberałowie: ganiąc nas za to, że nie jesteśmy dość zachodni, i chwaląc wszystkie aspekty, które przypominają Zachód. To bez sensu”. Dugin opowiadał o swojej roli, ale zarazem sprawnie podsumował całą dekadę wysiłków medialnych i informacyjnych zapoczątkowanych przez Russia Today. Chodziło przecież właśnie o to, aby Rosja nie musiała się tłumaczyć zachodnim liberałom ich językiem, aby jej własny, autonomiczny, „alternatywny” głos został usłyszany, zdobył uwagę i w końcu został uznany za równoprawny.

Wojna z Gruzją w roku 2008 była kolejnym punktem zwrotnym. Anton Szechowcow, badacz skrajnych ruchów w Europie i działalności samego Dugina, pisał, że pierwsze lata Russia Today opierały się na mało wyrafinowanym przekazie: „Rosja jest dobra”. Telewizja usprawiedliwiała rosyjską politykę, informowała zachodnią opinię publiczną o sytuacji w Rosji i promowała strategiczne interesy Kremla. To, jak się okazało, było podejściem niewystarczająco zuchwałym. Szechowcow opisuje, jak Kreml doszedł do wniosku, że militarnemu zwycięstwu w wojnie z Gruzją nie towarzyszyło zwycięstwo na froncie narracji. Sam Putin poskarżył się niedługo później na „potęgę machiny propagandowej Zachodu”. Te sygnały nie pozostaną niezauważone: w 2009 r. Russia Today zmieni nazwę na RT i przeistoczy się w jeszcze bardziej zaskakującą mutację kanału informacyjnego. Stanie się telewizją „antyinformacyjną” – nie dlatego, że będzie rozpowszechniać wyłącznie nieprawdę, ale dlatego, że jej głównym celem stanie się podważanie i kwestionowanie informacji podanych przez innych. Nawet jej slogany zaczną brzmieć jak wyzwanie rzucone innym mediom: pierwszy mówił, że „każda historia może być zupełnie inna”, drugi wzywał widzów, by „wątpili jeszcze bardziej”. Wątpili w narrację głównego nurtu, oczywiście.

Szefowie RT – w tym jej młoda dyrektor Margarita Simonyan – zrobili z tej anteny gościnne miejsce dla wszystkich zachodnich komentatorów, którzy chcieliby powiedzieć coś nieprzyjemnego o rządach w swoich krajach, Unii Europejskiej czy świecie atlantyckim w ogóle. Grono to rozciągało się od radykalnej lewicy po neofaszystów – mieścili się w nim i emerytowani generałowie państw NATO, i amerykańscy anarchiści, i zieloni, i założyciel WikiLeaks Julian Assange. RT wyłuskiwała też polityków i myślicieli europejskiej prawicy, których wypowiedzi czy komentarze najlepiej odpowiadały na aktualne zapotrzebowanie i którzy byli skłonni poprzeć czy uwiarygodnić narrację o rosyjskiej drodze – cywilizacyjnie odmiennej od skompromitowanej i liberalnej drogi „Gejropy”. Odnajdując wrogów nowoczesności w sercu nowoczesnego świata, RT w pewnym sensie powtórzyła – z sukcesami – eksperyment młodego Dugina, który na początku lat 90. nawiązywał kontakty z zachodnią Nową Prawicą i wciągał w rosyjską orbitę „międzynarodówkę nacjonalistów”.

Eksperci wymyślą później chwytliwą nazwę na tę technikę: „pranie narracji”. Jak organizacje mafijne „piorą” pieniądze, aby ukryć ich pochodzenie, tak współcześni propagandyści i manipulatorzy „piorą” swoje tezy przez pośredników, aby stworzyć fałszywe wrażenie, że pewna emocja czy pogląd powstały organicznie i samodzielnie.

„Pranie narracji” polega na tym, że potrzebną ze względów propagandowych opinię lub tezę przepuszcza się przez kanały zewnętrzne: należy znaleźć chętnego naukowca, polityka czy aktywistę, który je wygłosi, a następnie przedstawić je publiczności jako ważny głos autorytetu niezwiązanego przecież ani finansowo, ani politycznie z tymi, w których interesie mówi, więc niezależnego i wiarygodnego.

Sam Dugin i jego ruch na krótko przed rozpoczęciem działań zbrojnych w Gruzji zorganizowali w separatystycznej Osetii Południowej „eurazjatycki obóz młodzieżowy”. Członkowie różnych radykalnie prawicowych ruchów z Federacji Rosyjskiej i Europy zjechali się posłuchać rosyjskiego filozofa, powąchać prochu i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia z kałasznikowami. Wtedy też Dugin ogłosił, że Rosja będzie nie tylko „okupować Tbilisi”, lecz także kiedyś zajmie Ukrainę i Krym, który zresztą „i tak historycznie jest rosyjski”. Wielokrotnie (przynajmniej od roku 2009) publicznie wzywał też do podziału Ukrainy bądź sugerował likwidację państw „strefy buforowej” między Rosją i Zachodem.

Jego radykalna wojenna retoryka i nagłe poparcie dla prezydenta Miedwiediewa – którego wcześniej uważał za zbyt miękkiego – stworzyły dla niego miejsce w centrum debaty. Był zapraszany jako ekspert do rosyjskiej telewizji publicznej, dostał audycję radiową, jako wykładowca uniwersytetu udzielał wywiadów mediom krajowym oraz zagranicznym i poszerzał grono swoich zwolenników – według niektórych szacunków „ruch eurazjatycki” rozrósł się nawet do 30 tysięcy członków.

Putin rozpoczął urzędowanie jako prozachodni liberał, ale krok po kroku zbliżał się do idei eurazjatyckich – przekonywał Dugin. – Znam wielu ludzi bliskich Putinowi i jest dla mnie jasne, że jego poglądy ewoluowały, gdy zrozumiał, że zachodnia presja na nas ma korzenie w wielowiekowej pogardzie dla Rosji”. Teraz Miedwiediew i Putin poszukują odpowiedzi na te wyzwania gdzie indziej, czyli u nas, eurazjatów, chwalił się dziennikarzom. W reakcji na te przechwałki analityczka Masza Lipman z Carnegie Moscow Center pisała w 2008 r., że choć Dugin zdobył popularność i wpływy, bynajmniej nie można go uznać za „ideologa Kremla”. Przecież – przekonywała – i Miedwiediew, i Putin wiedzą, że na Zachodzie mają partnerów, nie chcą drugiej zimnej wojny. Z perspektywy czasu widać, że była to ocena prawdziwa co najwyżej w połowie.

Z obozu młodzieżowego „ruchu eurazjatyckiego” zachowało się zdjęcie Dugina na tle pięknej panoramy kaukaskich szczytów. Brodaty czterdziestoparolatek stoi wyprostowany, profilem do obiektywu. Na ramieniu trzyma załadowany granatnik typu RPG-7.

Szechowcow napisze później, że tamta eurazjatycka młodzieżówka, transgraniczna współpraca z radykalnymi prorosyjskimi grupami i zaszczepianie antydemokratycznych, militarystycznych poglądów w kolejnych środowiskach w czasie wojny z Gruzją (także za pomocą nowych mediów) będzie uwerturą do hybrydowej wojny z Ukrainą.

Ukraińskie zagrożenie” stanie się jednym z tematów Czwartej teorii politycznej, kolejnej już wykładni geopolitycznej wizji Dugina z 2009 roku. Charles Clover podsumował tę książkę stwierdzeniem, że jest to „zbiór cytatów ze wszystkich nazistów, jakich dało się zmieścić w jednym dziele”. Ale i tym razem Dugin antycypował pewne ruchy, zanim zauważył je Zachód. Książka zawierała postulat, aby dalej „rozszerzać rosyjski wpływ w sferze postsowieckiej”, ale nie wyłącznie za pomocą środków kolonialnych, jak niegdyś, tylko przy użyciu „bardziej wyrafinowanych i skutecznych technologii sieciowych”: angażując ruchy społeczne, grupy wyznaniowe i potencjał „zasobów informacyjnych”, co najwyraźniej oznaczało po prostu mobilizację aparatu propagandowego.

Popularność tych pomysłów korespondowała z powszechnie już rosnącą siłą konserwatywnych idei w ogóle, rodzącym się kultem prezydenta Putina i rozpowszechnieniem antyzachodniej retoryki – coraz łatwiej było straszyć Rosjan obcymi i wzywać do „powstania z kolan”.

Rosyjska polityka, można powiedzieć, stawała się coraz bardziej „duginowska”. Spisek atlantystów i działania „piątej i szóstej kolumny” (szósta to liberałowie w rosyjskim życiu publicznym) punktowali już nie tylko sam Dugin i jego naśladowcy. W trakcie pomarańczowej rewolucji, wojny w Gruzji, a potem kijowskiego Majdanu Rosjanki i Rosjanie mieli sami zobaczyć tych wszystkich „wrogów” dzięki rządowym telewizjom.

Dugin – jeśli to w ogóle możliwe – dalej się radykalizował, ale radykalizowały się także oficjalny język i państwowa propaganda. Kulturowy konserwatyzm i przekonanie o odrębności Rosji stały się więcej niż książkową diagnozą; zyskały status powszechnie podzielanej i urzędowo potwierdzonej prawdy. Zarówno dla dużej części kremlowskiej elity, jak i dla zwyczajnych Rosjan „geopolityczne” różnice między Rosją i Stanami Zjednoczonymi oraz „Gejropą” nie potrzebowały już więcej uzasadnienia: one się zmaterializowały na ich oczach, aby w końcu przeistoczyć się w nieustający strumień agresji, zniewag i spisków wymierzonych w Rosję. O wszystkich skrupulatnie donosiły rosyjskie media, a dodatkowe podłe postępki – gdy była taka konieczność – zawsze można też było wymyślić.

Pokłosiem tego rodzaju myślenia było dalsze przesuwanie się punktu ciężkości oficjalnej linii Moskwy na pole obrony kultury, idei, cywilizacji. Ta zagrożona cywilizacja nie musiała być szczególnie spójnym konstruktem – przeciwnie, lepiej opisywały ją wzniosłe i niedookreślone kategorie w rodzaju „uduchowienia” czy „romantyzmu” Rosjan albo, szerzej, „ludzi rosyjskich”. Była chrześcijańska i niechrześcijańska zarazem, nowoczesna i antynowoczesna, romantyczna i trzeźwo patrząca na świat takim, jaki on jest. Była nasza, swojska i lepsza. „Liberalizm jest odpowiedzialny za nie mniej historycznych zbrodni niż faszyzm (Auschwitz) i komunizm (GUŁag)… jest odpowiedzialny za niewolnictwo, zniszczenie rdzennych Amerykanów, za Hiroszimę i Nagasaki, agresję na Serbię, Irak i Afganistan, zniszczenie i gospodarczy wyzysk milionów ludzi na planecie” – przekonywał w Czwartej teoriipolitycznejDugin. Faszyzm, komunizm, liberalizm – wszystko to jedynie kolejne wcielenia totalitaryzmu, na który jest tylko jedna recepta: prawdziwa, uduchowiona, konserwatywna Rosja.

W głośnym przemówieniu na spotkaniu Klubu Wałdajskiego w 2013 r. Władimir Putin tylko powtórzył znane już zarzuty: „Widzimy, jak wiele euroatlantyckich państw odrzuca swoje korzenie, w tym wartości chrześcijańskie, które tworzą podstawę cywilizacji zachodniej. Negują zasady moralne i wszystkie tradycyjne tożsamości: narodowe, kulturowe, religijne, a nawet seksualne”. Dalej Putin straszył, że ugrupowania polityczne na Zachodzie postulują legalizację pedofilii, mieszkańcy Europy wstydzą się mówić o religii, a „wybryki politycznej poprawności” prowadzą do zapaści demograficznej i moralnej, „degradacji” i panowania „prymitywizmu”. Wiara w Boga została zrównana z wiarą w Szatana, oświadczył prezydent Federacji Rosyjskiej. „I ten model próbuje się eksportować na cały świat”…


Jest to fragment książki Jakuba Dymka, Nowi Barbarzyńcy – więcej o książce na stronach wydawnictwa Arbitror.

Nowi Barbarzyńcy, wyd. Arbitror, Warszawa 2018 – wyd.drukowane 39,90, e-book 9,90