(…) Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło wyborcom Andrzeja Dudę jako kandydata na urząd głowy państwa. (…)Podobnie jak w przypadku krakowskich wyborów samorządowych, w wyścigu o urząd głowy państwa Andrzej Duda został wystawiony jako kamikadze. W sondażach(…) urzędujący prezydent Bronisław Komorowski cieszył się miażdżącą przewagą. Mało kto wierzył w szanse Dudy. Do tych nielicznych prawdopodobnie należałoby zaliczyć Joachima Brudzińskiego, który wspierał, jak mógł, swojego podopiecznego. Co do Jarosława Kaczyńskiego, to zapewne liczył on na wzrost popularności partii wywołany tzw. aferą taśmową z 2014 r. (operacja rosyjskich służb specjalnych skierowana przeciw Donaldowi Tuskowi i PO, dokładnie opisana w książce Grzegorza Rzeczkowskiego Obcym alfabetem. Jak ludzie Kremla i PiS zagrali podsłuchami). Kaczyński wcale jednak nie musiał zakładać, że ten wzrost da zwycięstwo Andrzejowi Dudzie, do niedawna szerzej nieznanemu. Nowa, uśmiechnięta twarz PiS miała przede wszystkim zaliczyć kolejny chrzest bojowy, tym razem w najważniejszym turnieju. Można przypuścić, że przywódcy partyjnych frakcji nie sprzeciwiali się zbytnio kandydaturze Dudy, ponieważ spodziewali się, że kandydat uzyska bardzo słaby wynik w wyborach. Wiedzieli, że byłaby to porażka nielubianego i budzącego strach Brudzińskiego, który wbrew frakcjom zdobył uznanie i zaufanie prezesa partii. „Gdy Duda połamie sobie nogi w kampanii, Joachim połamie sobie zęby i już nas nie ugryzie” – mogli się cieszyć konkurenci w walce o dostęp do ucha Kaczyńskiego.

Cóż, przykład Zbigniewa Ziobry powinien ich nauczyć, że Joachim Brudziński rzadko kiedy coś sobie łamie – prędzej komuś innemu.

Jednym z atutów Brudzińskiego jest umiejętność rozstawiania na szachownicy zarówno figur, jak i ambitnych pionków, które chcą się stać figurami. Wspomnieliśmy wcześniej, że podczas kampanii otoczył Dudę swoimi młodymi podopiecznymi. Wśród nich był Marcin Mastalerek188, który – podobnie jak Brudziński – działał wcześniej w Szczecinie (to jego miasto rodzinne). Podczas kampanii Dudy pełnił funkcję rzecznika prasowego PiS, a równocześnie odpowiadał za strategię i wizerunek kandydata189. Bywał przez partyjnych kolegów nazywany cynikiem i aroganckim intrygantem190. Publicznie zdarzały mu się zachowania, które tę ocenę potwierdzały. Na kilka dni przed pierwszą turą wyborów wyszedł ze studia TVP Info w trakcie programu. Skąd to trzaśnięcie drzwiami? Mastalerek obraził się o to, że stacja – którą nazwał „Komorowski Info” – zbyt mało pokazuje Dudę191 (dziwnie to brzmi dzisiaj, gdy media publicznie stały się tubą propagandową PiS).

Ten temperament Mastalerka kłóci się poniekąd z tym, że kampania Andrzeja Dudy w dużej mierze opierała się na uśmiechu. Podczas swoich wystąpień Duda nieraz przemawiał mocno (a na pewno głośno i długo), ale niemal na każdym kroku okazywał przyjazne i służebne nastawienie wobec wyborców. Zaraz po wygraniu pierwszej tury wstał wczesnym świtem, aby na ulicach stolicy rozdawać poranną kawę śpieszącym do pracy warszawianom. Spodobało się to nawet przeciwnikom PiS192.

Cóż, cechy charakteru producenta nie zawsze się przekładają na produkt. Bez wątpienia na ton kampanii wpłynęło również to, że Mastalerka wspierał politolog i PR-owiec Krzysztof Łapiński, znany z zamiłowania do pokojowej, przyjaznej komunikacji. Można przypuścić, że zasługi Łapińskiego dla kampanii Dudy były większe niż Mastalerka. Mimo bowiem intensywnego zabiegania o łaskę Jarosława Kaczyńskiego i miejsce na listach wyborczych lub w rządzie Marcin Mastalerek nie dostał ani jednego, ani drugiego. W lipcu 2015 r. Kaczyński wyrzucił go z funkcji rzecznika PiS. Za swoje trudy Mastalerek został nagrodzony jedynie posadą „dyrektora do spraw komunikacji korporacyjnej” w koncernie paliwowym Orlen. Niejeden z takiej nominacji by się ucieszył, jednak Mastalerka bardziej interesowała polityka niż pieniądze. Łapiński zaś dostał miejsce na liście wyborczej, wszedł do Sejmu, a w 2017 r. został rzecznikiem prezydenta Dudy w randze sekretarza stanu.

Kampania Dudy z 2015 r. nie ograniczała się, rzecz jasna, do uśmiechów i „pozytywnego przekazu”. Aczkolwiek jeśli chodzi o najbardziej kontrowersyjne (i skuteczne) działania, to w tym przypadku również nie Mastalerek grał pierwsze skrzypce. Za kampanię w internecie odpowiadał inny z podopiecznych Brudzińskiego, Paweł Szefernaker. Młody człowiek, który usunął z drogi Andrzeja Dudy najpoważniejszą przeszkodę: urzędującego prezydenta, doświadczonego i popularnego Bronisława Komorowskiego. Obecnie, po latach, demokratyczna opinia publiczna lubi szukać przyczyn przegranej z 2015 r. w bierności i wpadkach Komorowskiego. Nie da się zaprzeczyć, była bierność i były wpadki. Jednak wpadki mają znikome znaczenie, jeśli nie są nagłośnione. A przede wszystkim – jeśli nie rozkręci się wokół nich nagonki. Nagonki, której uczestnik czuje przyjemność z udziału w wyśmiewaniu i oczernianiu ofiary.

Oczywiście Szefernaker nie byłby w stanie czegoś takiego zorganizować sam. Dlatego rzucimy teraz okiem na jego życiorys i powiązania.

Paweł Szefernaker to kolejny szczecinianin u boku Brudzińskiego, wychowanek liceum katolickiego, jak również absolwent Europejskiej Wyższej Szkoły Prawa i Administracji w Warszawie. W 2010 r. został radnym warszawskiej dzielnicy Śródmieście. Zrezygnował z tego stanowiska w 2014 r., jeszcze przed upływem kadencji, albowiem mianowano go przewodniczącym Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości (czyli szefem młodzieżowej organizacji PiS). Skąd ten sukces? Zapewne dzięki Brudzińskiemu, który obsadzał młodzieżówkę swoimi protegowanymi (poprzednikiem Szefernakera na stanowisku jej szefa był Mastalerek)193.

Pawła Szefernakera nieraz oskarżano o to, że młodzieżówka PiS pod jego wodzą stała się wylęgarnią internetowych trolli. W 2015 r. poprowadził kampanię Andrzeja Dudy w internecie – i trolle ruszyły do ataku.

W kwietniu 2015 r. Kamil Sikora tak opisywał to natarcie: „Internet zaczęły atakować trolle zajmujące się wychwalaniem Andrzeja Dudy. W serwisach (…) pojawiają się komentarze o identycznej treści dodawane przez użytkowników o podobnych linkach i adresach IP (…) – Panie Andrzej Duda oraz Prawo i Sprawiedliwość, jak już opłacacie trolle internetowe, to niech ta wasza agencja nauczy się, że nie można komentować «Duda zadba o Polaków» pod tekstami o inteligencji psa – napisał na Facebooku Paweł Olwert z «Newsweeka».

Ten komentarz: «Potrzeba Polsce gruntownych zmian. Należy zacząć od Prezydenta. Ja będę głosował za aktywną i mocną prezydenturą Andrzeja Dudy» można znaleźć na stronie «Newsweeka», «Faktu», Onet i portalu braci Karnowskich. Dodają je osoby o podobnie skonstruowanych nickach. Julia40, Karol36, Jakub80, Maja38, Kinga37 (…). Komentarze pojawiają się tam, gdzie nie ma obowiązku rejestracji.

– Obserwujemy to, co się dzieje na forach, jest w zespole internetowym taka grupa osób – mówi Paweł Szefernaker, który w sztabie Dudy odpowiada za kampanię internetową. – Zwracamy uwagę na to, co się pisze, działamy tam, gdzie możemy. Zgłaszają się do nas ludzie, którzy chcą w taki sposób działać – dodaje.

Współpracownik Dudy długo jednak broni się przed przyznaniem, że poza obserwowaniem wolontariusze dodają też komentarze. – Obserwujemy sieć, zgłaszają się różne osoby, które chcą pomagać w internecie – mówi. – Także przez dodawanie komentarzy? – dopytuję. – Także w ten sposób, jest to jeden z rodzajów aktywności w internecie –mówi Paweł Szefernaker (…).

Do aktywności w sieci zachęca też Duda na swojej stronie internetowej. Jedną z możliwości dołączenia do jego drużyny jest rozpowszechnianie w mediach społecznościowych komunikatów sztabu. Jak widać nie tylko (…)”194.

Trolle pod wodzą Szefernakera miały nie tylko wychwalać Andrzeja Dudę, ale też szerzyć nienawiść i napadać na przeciwników Dudy. Paweł Szefernaker bronił się przed tymi zarzutami. W grudniu 2015 r. przedstawił się dziennikarce Barbarze Sowie z „Dziennika Gazety Prawnej” jako wódz „armii pokoju”.

„– Wśród polityków PO ma pan ksywę «Saurona, dowodzącego armią trolli» – zagadnęła go Barbara Sowa.

– Cieszę się, bo to znaczy, że nic nie rozumieją. Ale rzeczywiście nasi oponenci – nawet dziennikarze, jak Jarosław Kuźniar czy Tomasz Lis – chętnie mówią o «hejterach Szefernakera». To potwierdza moją tezę, że pomimo tego, że kreują się na nowoczesnych, nie znają podstaw funkcjonowania komunikacji internetowej. Moja armia jest armią pokoju. Nie ma żadnego dowodzenia hejtem” – odpowiedział Szefernaker.

Te gołosłowne zapewnienia nie uspokoiły dziennikarki, ponieważ pod koniec wywiadu spytała jeszcze:

„A pan jest grzeczny?”. Na to proste pytanie nie uzyskała prostej odpowiedzi: Paweł Szefernaker zasugerował jej, aby zrobiła „kwerendę” jego tweetów. Kwerenda to pojęcie z dziedziny archiwistyki, oznacza dokładne przebadanie materiału źródłowego w poszukiwaniu konkretnej informacji195.

W 2018 r. Radio Zet i „Gazeta Wyborcza” ujawniły, skąd się wzięły anonimowe konta i wpisy przytaczane przez Sikorę.

„20 zł za wątek, 5 tys. wpisów w każdym wątku, 2 zł za wpis – taką umowę podpisał w 2015 r. sztab wyborczy Andrzeja Dudy ze spółką tworzącą fałszywe konta w internecie. Na jego konkurenta Bronisława Komorowskiego wylała się fala hejtu (…). Dokument, który ujawniają «Gazeta Wyborcza» i Radio ZET, jest jedyny w swoim rodzaju. Na pierwszy rzut oka to zwykła umowa między firmą zajmującą się budowaniem wsparcia w internecie a sztabem wyborczym kandydata PiS. Ale w umowie znalazł się nietypowy załącznik oznaczony jako «Zlecenie nr 2». Przewiduje, że w okresie kampanii wyborczej wykonawca (warszawska firma o nazwie ELCHUPACABRA) stworzy miesięcznie 1 tys. «wątków tematycznych», za każdy z nich otrzyma 20 zł, oraz zapewni im aktywność na poziomie 5 tys. «wpisów automatycznych» w miesiącu. Cena za jeden wpis to 2 zł.

Pod pojęciem «wpisy automatyczne» kryją się boty, czyli fałszywe konta fikcyjnych użytkowników, które masowo generują aktywność na Twitterze czy Facebooku. Rzekomi użytkownicy podpisują się pseudonimami lub fikcyjnymi nazwiskami. Rozpowszechnianie przez boty informacji – wpisów, filmów, zdjęć itd. – w języku branży nazywa się «sianiem».

Skuteczność aktywności jednego bota jest trudna do policzenia. Wiadomo tylko, że w USA fałszywe konta rozpowszechniające fałszywe informacje o Hillary Clinton pomogły wygrać Donaldowi Trumpowi.

Umowa obejmuje okres od marca do kwietnia 2015 r. To wtedy kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda zaczął zyskiwać rozpoznawalność, a z drugiej strony prezydent Bronisław Komorowski musiał się zmierzyć z falą szyderczych wpisów (…). Chodziło o marcową wizytę głowy państwa w Japonii. Podczas spotkania w parlamencie Komorowski wszedł na podest tuż za mównicą dla posłów (…). Internet zalały dziesiątki memów oraz szyderczych i niewybrednych komentarzy, że polski prezydent wszedł rzekomo na krzesło przewodniczącego parlamentu i że nie umie się zachować (…). Każda wpadka czy niezręczność Komorowskiego były w internecie rozdmuchiwane na ogromną skalę. Ostatecznie zrujnowało to wizerunek urzędującego prezydenta w oczach młodszych wyborców, czyli elektoratu najbardziej aktywnego w sieci. Pod koniec kampanii Komorowski, który zaczynał ją jako niekwestionowany lider, był przez wielu wyborców postrzegany jako kandydat «obciachowy», na którego wstyd głosować.

Za ile wpisów z fałszywych kont zapłacił sztab wyborczy Dudy? W dokumentach jest jedynie częściowa odpowiedź – tylko za marzec 2015 r. ELCHUPACABRA wystawiła sztabowi Dudy fakturę na 40 tys. 590 zł. Licząc po 2 zł od sztuki – daje to ponad 20 tys. wpisów.

Co było potem, nie wiadomo, bo 1 kwietnia 2015 r. sztab Dudy odwołał «Zlecenie nr 2». Zważywszy na to, że cała umowa trwała dalej – do końca kampanii – mogło chodzić o zatarcie śladu po botach”196.

Radio Zet poprosiło Pawła Szefernakera o wyjaśnienie tej afery. Odpowiedź przyszła e-mailem: „W sztabie wyborczym Prezydenta Andrzeja Dudy nie było przyzwolenia na działania nieetyczne (…). Także w podpisywanych umowach znajdowała się klauzula zobowiązująca zleceniobiorcę do przestrzegania przepisów prawa” – odpisał Szefernaker. Na pytanie o firmę Elchupacabra odpowiedział: „Na początku kampanii kandydat był osobą mało znaną, więc podejmowaliśmy działania pozytywne dotyczące zbudowania jego wizerunku. Współpracowaliśmy z wieloma firmami, z tą konkretną współpraca została przerwana. Dziś trudno mi określić, z jakich powodów. Trzy i pół roku po zawarciu tej umowy nie odpowiem dokładnie na pytanie, co kryje się pod konkretnym sformułowaniem w jednym z wielu zleceń, który był załącznikiem do jednej z wielu umów”.

„Gazeta Wyborcza” spróbowała bliżej się przyjrzeć tajemniczej spółce: „Firma ELCHUPACABRA, która w 2015 r. miała tworzyć dla sztabu Dudy wpisy, swoją nazwę wzięła od mitycznego potwora z meksykańskiej legendy (…). Potwór grasuje nocami i zajmuje się wysysaniem krwi z kóz i owiec (…). Jednym z dwóch prezesów spółki jest Piotr Sulima, socjolog i informatyk. To jego podpis widnieje na umowach ze sztabem Dudy”197.

Kim jest Piotr Sulima? Czym jest i skąd się wzięła firma Elchupacabra? We wrześniu 2018 r. portal OKO.press rzucił nieco światła na tę sprawę:

„Byli asystenci Adama Bielana (PiS) są szefami firmy, która pisała fejkowe komentarze w kampanii Dudy – czytamy w artykule portalu. – Piotr Sulima i Dominik Czarniga byli asystentami Adama Bielana w Europarlamencie. W 2013 założyli firmę «Elchupacabra», która w wyborach prezydenckich 2015 roku prowadziła kampanię internetową z użyciem fejkowych kont. Wszystko opłacał sztab Andrzeja Dudy: stawka wynosiła 2 zł za wpis bota”198.

Adam Bielan to polityk i politolog, doradca Jarosława Kaczyńskiego, który dba o wizerunek wodza PiS. Tygodnik „Polityka” nazwał Bielana „przewodnikiem Kaczyńskiego po nowoczesnym świecie”199.

Jednak na związkach z Bielanem powiązania Piotra Sulimy – speca od botów, który wsparł kampanię Dudy – się nie kończą.

Ten sam Piotr Sulima przez 6 lat, od sierpnia 2013 r. do lipca 2019 r. zasiadał w radzie nadzorczej spółki 11 Bit Studios, która tworzy gry komputerowe200.

Krótko po tym, jak Piotr Sulima wsparł Dudę swoimi botami, nadzorowana przez niego spółka 11 Bit Studios weszła na rynek chiński i uzyskała wsparcie wielkiej chińskiej firmy Tencent, która jest światowym potentatem branży gier komputerowych.

Oto, jak w 2016 r. opisywał to „Puls Biznesu”:

„Producent gier rozpoczął współpracę z chińskim gigantem Tencent (…). Warszawska firma wchodzi do Chin, które są drugim największym na świecie rynkiem gier. Jest to możliwe dzięki nawiązaniu współpracy z chińskim gigantem Tencent, który rozpoczął sprzedaż największego hitu 11 Bit Studios «This War of Mine» [nazwa gry komputerowej – przyp. red.] na swojej platformie Tencent Games Platform (…).

– Liczymy, że Tencent, który jest absolutnym liderem na chińskim rynku gier komputerowych, pomoże nam w dotarciu z naszą grą do rzesz nowych klientów z tego regionu świata – deklaruje Grzegorz Miechowski, prezes 11 Bit Studios.

11 Bit Studios jest obecne w Chinach od początku roku, kiedy wypuściło chińską wersję «This War of Mine» (…). Chiny są obecnie drugim dla 11 Bit Studios rynkiem, jeśli chodzi o przychody.

– Chcemy dalej poszerzać sieć sprzedaży w Chinach. Współpraca z Tencentem wpisuje się w te zamierzenia – deklaruje Grzegorz Miechowski”201.

Potwierdzenie tych informacji znajdujemy m.in. w serwisie StrefaInwestorów: „11 Bit Studios zwiększa aktywność na rynkach azjatyckich. Spółka rozpoczęła współpracę operacyjną z Tencent Holdings Limited, który zarządza największą siecią społecznościową i największą internetową platformą dystrybuującą gry w postaci cyfrowej w Chinach. Dzięki temu gra «This War of Mine», w chińskiej wersji językowej, jest już dostępna dla posiadaczy konsoli Tencent Games Platform (TGP)”202.

Życzliwość i wsparcie ze strony takiego potentata jak Tencent to milionowe, jeśli nie miliardowe zyski. Renomowany serwis Bloomberg uznaje chińskiego giganta za największą na świecie firmę z branży gier komputerowych203.

Gigant był krytykowany za seksistowskie, skrajnie poniżające praktyki. Pracowniczki Tencent musiały uczestniczyć w firmowej „zabawie” polegającej na odkręcaniu ustami nakrętki z butelki trzymanej między kolanami przez pracownika płci męskiej (nazywano to „grą w loda”)204. Nie przeszkodziło to jednak firmie w robieniu miliardów.

Kto nią rządzi? Współzałożyciel i prezes Ma Huateng205, w 2019 r. uznany za najbogatszego Chińczyka na świecie206. Według magazynu „Forbes” Ma Huateng zajmuje obecnie drugą pozycję wśród chińskich miliarderów i dwudziestą – wśród światowych. Jego majątek szacowany jest na 46 mld dol.207

Jak się zostaje miliarderem w totalitarnych Chinach?

Ma Huateng na wszystkie możliwe sposoby okazuje posłuszeństwo i wsparcie władzom kraju, a przede wszystkim najwyższemu przywódcy Chin, Xi Jinpingowi.

W 2015 r. chiński internet obiegło zdjęcie, na którym widać, jak Ma Huateng słucha pouczeń najwyższego przywódcy Xi Jinpinga. Dla czytelników zachodnich interesujące może być to, że na zdjęciu obu Chińczykom towarzyszy… Jeff Bezos, amerykański założyciel wielkiej firmy internetowo-wysyłkowej Amazon. Fotografię zrobiono w USA, podczas odwiedzin Xi Jinpinga w siedzibie koncernu Microsoft208.

Na innym oficjalnym zdjęciu grupowym z tego wydarzenia Xi Jinping i Ma Huateng stoją w pierwszym rzędzie z Jeffem Bezosem i założycielem Facebooka Markiem Zuckerbergiem po bokach209.

W 2017 r. coś się zepsuło. Chiński reżim zaczął krytykować wyprodukowaną przez Tencent grę Honor of Kings za jej zbytnią popularność wśród dzieci. Ponoć nie mogły się od niej oderwać jeszcze bardziej niż od innych gier… Ma Huateng wprowadził limit czasu gry dla najmłodszych użytkowników210, co jednak nie pomogło. Rządowa gazeta „Renmin Ribao” (Dziennik Ludu) wciąż głosiła, że gra Honor of Kings to „trucizna negatywnej energii”211.

Wtedy Ma Huateng wymyślił inny sposób, żeby przywrócić harmonię między sobą a rządzącą niepodzielnie Komunistyczną Partią Chin. Przygotował specjalną niespodziankę dla najwyższego przywódcy Xi Jinpinga. Poczekał z nią do października, kiedy to Xi Jinping miał przemawiać na zjeździe swojej partii…

Gazeta „Asia Times” zrelacjonowała to następująco: „Doskonałe wyczucie czasu ma przedsiębiorca internetowy Ma Huateng, (…) który wykorzystał swoje bogactwo, by okazać lojalność wobec chińskiej partii rządzącej i jej lidera, Xi Jinpinga.

W dniu, w którym chiński przywódca wygłosił przemówienie na 19. Zjeździe Komunistycznej Partii Chin, największy w kraju operator gier mobilnych, Tencent, uruchomił nową grę o nazwie «Oklaski dla Xi Jinpinga».

Gra jest prosta. Zaczyna się od filmiku z przemową Xi, a użytkownicy są oceniani na podstawie tego, ile razy zdążą klasnąć przywódcy w ciągu 19 sekund (…). Xi Jinping (…) w grze uzyskał (…) miliard klaśnięć pierwszego dnia”212.

Czy na polskim rynku pojawi się gra Oklaski dla prezydenta Dudy na chińskiej licencji?

Odpowiedź na to pytanie może znać Paweł Szefernaker. Trudno się jednak spodziewać, by uchylił rąbka tajemnicy.

Niezależnie od tego, co Szefernaker wie i co mógłby lub chciałby powiedzieć – jego powiązania z firmą Elchupacabra i Piotrem Sulimą to kolejne ślady pazurów chińskiego smoka w otoczeniu prezydenta RP. Do tych śladów jeszcze wrócimy, albowiem niebezpieczeństwa z nimi związane stały się znacznie groźniejsze, gdy podsekretarz Duda wrócił do Pałacu Prezydenckiego już jako głowa państwa.

Jak widzieliśmy, droga powrotna była długa. Wiodła przez Kraków, Brukselę i krainę złych baśni o „sfałszowanych wyborach”. Na tej drodze Andrzejowi Dudzie towarzyszył budzący powszechną nieufność Joachim Brudziński. Potem dołączyło do nich wojsko trolli-awatarów Szefernakera i Sulimy.

To nie była prosta droga. Zaprowadziła jednak Dudę na szczyt.

Książka drukowana (dostawa InPost), w formatach e-pub i mobi w naszej księgarni internetowej 

Chcecie posłuchać? Audiobook jest dostępny w Audiotece