We wtorek minie 5 lat od dnia, kiedy, po rezygnacji Benedykta XVI, nowym papieżem został Franciszek. Dziennik „Polska The Times” rozmawia z Jarosławem Makowskim, historykiem filozofii, teologiem, publicystą. W maju nakładem wydawnictwa Arbitror ukaże się jego książka o nauczaniu Franciszka pt. „Pobudka, Kościele!”.
Część polskiego duchowieństwa uważa, że Franciszek to „nie nasz papież”?
Tak uważa spora część, ale nie tylko duchowieństwa. Też duża część rodzimych katolików. O papieżu Wojtyle w naturalny sposób mówiło się: nasz rodak, wielki Polak. Benedykt też był nam bliski – nie tylko ze względów geograficznych czy kulturowych, ale przede wszystkim dlatego, że był sukcesorem Jana Pawła II. I, co nie bez znaczenia: współpracował z nim przez 25 lat, jako szef Kongregacji Nauki i Wiary. A więc to też, naturalnie, był nasz papież. O Franciszku tak się nie mówi. Panuje przekonanie, że ten raban, który w Kościele robi argentyński papież, trzeba „przeczekać”. Patrzymy więc na niego podejrzliwie, bo – po pierwsze – pochodzi z innego kręgu kulturowego. W Ameryce Łacińskiej wiarę przeżywa się w inny sposób, inaczej księża komunikują się z wiernymi.
A po drugie?
Jest antyklerykałem! Z jaką precyzją on piętnuje grzechy księży! Mówi, że czasami zachowują się jak notariusze, że plebanie przypominają korporacje, że bogactwo otumania ich bardziej niż najmocniejsza grappa. Jak chcę napisać tekst krytykujący występki polskiego kleru, to nie muszę się wysilać na własne myśli. Szukać mocnych słów. Wystarczy przywołać Franciszka.Dlatego Franciszek się nie podoba. Bo, zdaniem księży, kala własne gniazdo. A rodzimy kler jest przyzwyczajony do luksusów, drogich aut.
Albo buduje willę pod Gdańskiem, jak ponoć arcybiskup Głódź.
To przykład kultury Bizancjum. Papież, ze swoimi symbolicznymi gestami – tym, że zamieszkał w domu św. Marty, że chodzi w poszarpanych butach, jeździ środkami komunikacji – jest po przeciwnej stronie.