W 2012 r. Bannon i Schweizer, już dobrzy znajomi, założyli Government Accountability Institute – finansowany z prywatnych pieniędzy think tank, którego misją jest „badanie i ujawnianie «kolesiowskiego» [czyli wypaczonego przez rząd i państwo] kapitalizmu, defraudacji środków publicznych i korupcji rządowej innego rodzaju”. Nazwa instytutu jest bliźniaczo podobna do Government Accountability Office – instytucji kontrolnej amerykańskiego Kongresu, którą można porównać z polską Najwyższą Izbą Kontroli. Różnica polega na tym, że think tank Bannona, owszem, również będzie badać korupcję czy potencjalne nadużycia, ale przede wszystkim po jednej stronie: u demokratów. GAI okaże się poważnym rozwinięciem wcześniejszych „śledczych” pomysłów Breitbarta, który podobne cele chciał osiągać wyłącznie za pomocą newsów i publicystyki. Tymczasem GAI jest rzetelny – w sensie sprawdzania faktów i opierania się na danych – zarazem jednak czasami wręcz komicznie przechylony na republikańską stronę. Na przykład w swoim raporcie z 2018 r. o zagranicznych – czyli nielegalnych – wpłatach na kampanie polityczne w USA rozwlekle analizuje kilkudolarowe donacje sympatyków Obamy, które przepływały przez chińskie serwery, ale nie wspomina słowem o Donaldzie Trumpie.
Peterowi Schweizerowi, partnerowi Bannona w GAI, nie można było zarzucić fanatyzmu. W odróżnieniu od wulgarnego Breitbarta i sprawiającego wrażenie wiecznie skacowanego Bannona Schweizer miał arcypoprawny, wręcz nudny wizerunek. „Newsweek” nazwał go „kujonem, który zarżnął Waszyngton” – i coś w tym było. Działalność Schweizera, metodyczna i oparta na faktach, świetnie uzupełniała się z tym, co rozgadany i bezczelny Bannon robił na polu mediów.
Owocem pracy Schweizera w Government Accountability Institute będzie książka Clinton Cash: the Untold Story of How and Why Foreign Governments and Businesses Helped Make Bill and Hillary Rich z 2015 r., poświęcona finansom fundacji Clintonów. Schweizer sugeruje w niej, że za fundacją mają stać brudne pieniądze: sowite honoraria za wykłady w niedemokratycznych państwach, jakie wygłaszał Bill Clinton, czy dotacje od firm z Kazachstanu. Książka wzbudziła olbrzymie kontrowersje: część osób podkreślała, że zawiera też nieprawdziwe informacje lub tezy, z których później autor musiał się wycofać. Inni jednak zawierzyli Schweizerowi i odwrócili się od Clinton. Dla prawicy sprawa oczywiście dwuznaczna nie była: Clinton siedzi w kieszeni oligarchów i despotów, którzy łożą na jej rzekomo „prodemokratyczną” fundację i egzotyczne wycieczki jej skompromitowanego męża.
Bannon udowodnił, że potrafi zaszkodzić mainstreamowi przy jego ochoczym współudziale – fragmenty książki najpierw przekazywano dziennikarzom „The New York Times” czy „Washington Post”, którzy donosili o kolejnych ujawnionych faktach, robiąc Clinton Cash… darmową reklamę i uwiarygodniając jej autora. Książka w ogóle nie była reklamowana jako „prawicowa” czy „konserwatywna” publicystyka, ale jako obiektywne śledztwo bezpartyjnej instytucji, na której czele stoi uznany dziennikarz śledczy. Tytuł zadebiutował na drugim miejscu listy bestsellerów „The New York Times”, a na ustalenia Schweizera powoływało się później wielu lewicowych dziennikarzy i intelektualistów.
Film będący ekranizacją książki – wyświetlany również w Polsce – współprodukował oczywiście Bannon. Premiera odbyła się w roku 2016.
Książka drukowana (dostawa InPost) oraz w formatach e-pub i mobi do nabycia w naszej księgarni internetowej
Scheda po Breitbarcie
„To ktoś, kto traktuje pracę intelektualną i aktywizm na równi. Wielu intelektualistów po prostu siedzi i pisze artykuły, a robotę zostawiają innym. Steve wierzy w jedno i drugie” – chwalił Bannona konserwatywny aktywista i współtwórca pomysłu startu Donalda Trumpa na prezydenta, David Bossie (to właśnie on pozna Bannona z Trumpem). Gdy Andrew Breitbart zmarł nagle w 2012 r., Bannon stał się jego dziedzicem w każdym sensie tego słowa: nie tylko podjął się kontynuowania misji Breitbarta, lecz także przejął stery w Breitbart.com, cały jego, także finansowy i organizacyjny, potencjał. Jak już wiemy, Breitbart zmarł tuż przed planowaną wielką modernizacją strony, a także konsolidacją różnych inicjatyw sygnowanych jego imieniem (stron newsowych, portali śledczych i plotkarskich, programu radiowego) pod szyldem Breitbart News Network.
Śmierć mentora – jakkolwiek na pewno traumatyczna – wywindowała pozycję Bannona w idealnym momencie. Początkowo jego rola miała się ograniczać do zadań organizacyjnych, reprezentowania projektu na zewnątrz i pozyskiwania finansów; wcale nie miał być nadredaktorem i głównym ideologiem strony. Szybko jednak udało mu się przejąć wszystkie aktywa po zmarłym koledze.
Konsolidacja projektów medialnych marki Breitbarta oznaczała też wejście pod wspólny dla wszystkich finansowy parasol. Mecenasami prowadzonych przez Bannona projektów zostali Robert i Rebekah Mercerowie – ojciec i córka, rodzinny duet skrytych i wpływowych politycznych sponsorów, którzy z biegiem lat staną się monopolistami w dziedzinie finansowania „alt-prawicy” i różnych kontrowersyjnych inicjatyw mających zasadniczy udział w wyborczym zwycięstwie Trumpa. Mercerowie nie tylko zainwestują w Breitbart.com, lecz także będą finansowali Government Accountability Institute i pomogą założyć firmę Cambridge Analytica – amerykańską odnogę brytyjskiej firmy konsultingowej SCL, która w 2018 r. stanie się przedmiotem globalnego skandalu związanego z nadużywaniem zgromadzonych przez Facebooka danych osobowych i informacji o amerykańskich wyborcach. W radzie nadzorczej niesławnej Cambridge Analityca zasiadał sam Bannon. Także on – najprawdopodobniej – połączył wszystkie nitki: brytyjskich właścicieli SCL, Mercerów i (to już z całą pewnością) Trumpa oraz jego sztab.
„Stworzymy «The Huffington Post» prawicy” – ogłosił Bannon. I jak, powiedział, tak zrobił. Pod jego kierownictwem platforma Breitbart News Network rzeczywiście dorosła do swojej nazwy, stając się imperium w świecie prawicowych mediów online. Biura Breitbarta powstały w kluczowych przyczółkach „wojny cywilizacji”: Londynie, Jerozolimie i Teksasie. Słowem – tam, skąd można donosić o problemach z imigracją, „polityczną poprawnością”, globalizacją i terroryzmem.
Bannon – w opinii tych pracowników BNN, których drogi z nowym szefem się rozeszły – jest większym nacjonalistą niż Andrew Breitbart. Za jego czasów portal skręcił wyraźniej w stronę „europejskiego” wariantu radykalnej prawicy, a on sam kultywował swoje znajomości z czołowymi antyimigranckimi figurami Europy w rodzaju Nigela Farage’a czy Geerta Wildersa. „Artykuły forsowane przez Bannona należały do najbardziej ideologicznych treści na stronie. Pod jego przywództwem linia wobec imigracji skupiała się nie na handlu i miejscach pracy, ale panikarskich tekstach o amerykańskim szariacie. Można powiedzieć, że Bannon wpływał na zaledwie garstkę z cotygodniowo publikowanych tekstów, ale bardziej precyzyjne jest stwierdzenie, że wpływał na każdą decyzję redakcyjną, która miała jakieś znaczenie” – oceniał jego rolę w obszernym tekście na łamach „The New York Times” Wil S. Hylton.
Witryna Breitbart.com zaczęła przyciągać rasistów i mizoginów – czemu sam Bannon nie zaprzecza. Zarazem jednak zespół redakcyjny i grono współpracowników strony było tak różnorodne jak współczesna Ameryka. Wbrew stereotypowi prawicowca „piwniczaka” do Breitbarta pisały kobiety i mężczyźni różnych narodowości i wyznań. Z jednej strony Breitbart publikował artykuły, które były magnesem dla rasistów czy antysemitów, z drugiej strony – jak odnotował „The New York Times” – w momencie uruchomienia nowej odsłony w 2012 r. wszyscy czołowi redaktorzy strony byli żydowskiego pochodzenia. W rozmowie z „The Wall Street Journal” Bannon powiedział, że BNN jest platformą dla „libertarian, syjonistów i społeczności konserwatywnych gejów”, dla zwolenników zakazu małżeństw jednopłciowych, nacjonalizmu gospodarczego, populizmu i wszystkiego, co antyestablishmentowe.
Media głównego nurtu zupełnie nie rozumiały, na czym się opiera ta koalicja. Podczas jednego z kolegiów w redakcji „The New York Times” zastanawiano się, jak w ogóle należy określać w tekstach Breitbart.com: konserwatywny portal informacyjny czy strona radykalnej prawicy? W końcu opis tego, czym jest Breitbart.com, wyszedł z ust samego Steve’a Bannona: „platforma alt-prawicy”. I to hasło chwyciło natychmiast.
Książka drukowana (dostawa InPost) oraz w formatach e-pub i mobi do nabycia w naszej księgarni internetowej