To, że PiS był blisko z Falentą, nie ulega wątpliwości. „Powiedział mi, że jest blisko z PiS-em, że może zorganizować z prezesem Kaczyńskim spotkanie i że te nagrania mogą pomóc PiS-owi” – mówił w śledztwie Łukasz N. Według niego Falenta snuł nawet fantastyczne wizje, że po wyborczym zwycięstwie PiS N. może dostać „jakąś tekę”, czyli stanowisko w rządzie.
Tych powiązań jest więcej. W radach nadzorczych spółek Falenty aż roi się od prawników związanych z PiS-em. Najważniejszy z nich to 45-letni Grzegorz Kuczyński, prawnik niechętnie wychodzący na medialną arenę. Doktor prawa, adwokat, wykładowca akademicki od kilkunastu lat jest współwłaścicielem gdańskiej kancelarii GKK słynnej z tego, że od lat obsługuje PiS, kasując za to ponad 30 tys. zł miesięcznie. Obsługuje także Jarosława Kaczyńskiego. To prawnicy GKK reprezentują go we wszystkich ważnych procesach, także politycznych, m.in. w tym z Lechem Wałęsą o słowa oskarżające prezesa PiS o współodpowiedzialność za katastrofę smoleńską[1]. Mimo to – jak mówią jego znajomi – mecenas Kuczyński stara się być „ekumeniczny”, więc utrzymuje kontakty z politykami wszystkich opcji.
By się przekonać, jak ważni dla PiS są Kuczyński i jego kancelaria, wystarczy spojrzeć na stronę internetową GKK i wejść w zakładkę „Zaufali nam”, gdzie znaleźć można listę najważniejszych klientów kancelarii. Prym wiodą tam spółki skarbu państwa, w rodzaju Lotosu, PKO BP i PZU. GKK obsługiwało również silnie związane z PiS SKOK-i, pomagało także słynnej spółce Solvere, założonej przez dwójkę bliskich PiS PR-owców z Kancelarii Premiera, odpowiedzialnych za niesławną kampanię billboardową „Sprawiedliwe sądy”. Założona w 2017 r. firma początkowo była zarejestrowana pod adresem GKK, czyli przy ulicy Derdowskiego 26 w gdańskiej Oliwie.
Solvere musiała być dla PiS bardzo ważna, skoro m.in. od Polskiej Fundacji Narodowej i samej partii dostała prawie pół miliona złotych, z czego dwójka jej założycieli wypłaciła sobie ponad 320 tys. zł, czyli cały wypracowany zysk, a więc w istocie pieniądze z państwowych źródeł. Niedługo później spółka została postawiona w stan likwidacji, a założyciele wrócili do pracy w Kancelarii Premiera.
Jaki to ma związek z Falentą? Gdy wybuchła afera podsłuchowa, okazało się, że trzej prawnicy GKK – Grzegorz Kuczyński, Krzysztof Kufel i Łukasz Syldatk – ramię w ramię pracowali w trzech spółkach należących do Falenty. A precyzyjniej, zasiadali w jej radach nadzorczych. Te związki są długoletnie – prawnicy z GKK reprezentowali m.in. DM IDM w czasie, gdy biznesmen od taśm był jego udziałowcem. Natomiast to Krzysztof Kufel był tym prawnikiem, który w imieniu Falenty w 2012 r. kupował dom w Konstancinie przy ul. Wojewódzkiej. W tym celu przyjechał aż z Gdyni. Co ciekawe, to on wpłacił na konto notariusza większą część sumy zakupu, czyli ponad 6 mln zł. Dlaczego Falenta nie zrobił tego osobiście?
O tym, że dom nie należał do Falenty, ale w rzeczywistości do Roberta Szustkowskiego, mówiło mi jedno z wiarygodnych źródeł. Jest to jednak informacja niepotwierdzona.
Najważniejszym z „prawników Falenty” był Grzegorz Kuczyński. Gdy pierwsze nagrania wyszły na światło dzienne, był w HAWE i Leadbullet, a już „po taśmach” wszedł do Mediatela. Ze wszystkich tych spółek wycofał się dopiero po wygranych przez PiS wyborach w 2015 r. Według moich informacji trójka z GKK weszła tam z rekomendacji Tomasza Misiaka, który miał ich zaproponować Falencie. To prawdopodobne, bo Kuczyński pracował również dla Work Service.
Dlaczego Kuczyński opuścił spółki Falenty po wyborach? Być może dlatego, że on i jego koledzy z kancelarii dostali bardziej lukratywne posady w spółkach skarbu państwa. Mecenas Kuczyński trafi do rady giganta energetycznego PGE, gdzie został sekretarzem, Krzysztof Kufel dwa lata po odejściu z rady HAWE trafił na analogiczne stanowisko w PL.2012+, która zarządza Stadionem Narodowym.
Wcześniej jednak radca prawny Kufel pojawił się w sprawie, w której wystąpili bohaterowie „taśm Kaczyńskiego”, czyli spółka Srebrna i jej ówczesny prezes Kazimierz Kujda. W 2012 r. Kufel otrzymał od niego pełnomocnictwo do reprezentowania firmy w postępowaniu rejestrowym. Chodziło o zatwierdzenie przez sąd uchwał podjętych przez zgromadzenie wspólników.
Wyjście prawników GKK z rad nadzorczych firm związanych z Falentą nie oznacza, że więzi między biznesmenem a gdańską kancelarią zostały zerwane. Jak można usłyszeć od osób bywających w modnych i drogich barach stolicy, Falentę i Kuczyńskiego można było spotkać razem na przyjacielskich rozmowach.
Kolejna ścieżka Marka Falenty do PiS wiodła przez Maksa Kraczkowskiego, wówczas posła tej partii, uznawanego kiedyś za cudowne dziecko jej bardziej „liberalnego” skrzydła. Kraczkowski to sąsiad Falenty z Konstancina i kolejny z awansowanych po wyborczym triumfie PiS z 2015 r. – w tym przypadku na stanowisko wiceprezesa banku PKO BP. To wątek najmniej chyba znany. Chodzi o kontakty Kraczkowskiego z dziennikarzem Piotrem Nisztorem, który wtedy już od kilku lat utrzymywał relacje z Falentą i pośredniczył w dostarczeniu nagrań do „Wprost”. Przesłuchiwany podczas śledztwa Kraczkowski przyznał, że Nisztora zna od lat (nie tylko na stopie służbowej), ale na pytanie, czy rozmawiał z nim o nagraniach przed ich ujawnieniem, nie odpowiedział ani tak, ani nie. Oznajmił tylko: „nie przypominam sobie, czy z nim rozmawiałem, czy nie rozmawiałem”. Sam Nisztor w swojej książce Jak rozpętałem aferę taśmową[2] pisał o wpływowym polityku PiS, którego nazwisko zaczyna się na K., który pośredniczył w przekazaniu taśm do tygodnika „wSieci”. Podobny ślad można znaleźć w książce Sylwestra Latkowskiego i Michała Majewskiego Afera podsłuchowa: taśmy Wprost[3]. Jej autorzy piszą z kolei, że „pośrednikiem w dostarczeniu materiału do »wSieci« miał być jeden z polityków PiS, od lat odpowiedzialny w partii za kwestie finansowe”. Opis pasujący do Kraczkowskiego, od 2005 do 2016 r. posła PiS, który – jak pisze w swoim biogramie – „jako parlamentarzysta zajmował się głównie tematyką gospodarczą i rynku finansowego”.
Kraczkowski pytany o swój ewentualny udział w dystrybucji nagrań zaprzeczał: „Z nagraniami nie mam kompletnie nic wspólnego i śpię spokojnie” – mówił w rozmowie z Polskim Radiem, jednocześnie chwaląc Nisztora i podsłuchowy wyciek. „To dobry dziennikarz śledczy. Znamy się od bardzo wielu lat. Uważam, że działając w interesie publicznym opublikował nagrania rozmów polityków, które z mojego punktu widzenia są wstrząsające, bo pokazują, jak małe kwalifikacje moralne mają ci ludzie do tego, żeby stać na tak eksponowanych stanowiskach”[4].
Wobec bezradności służb, które nie dostrzegły bliskich związków ludzi od Sowy z rosyjskimi oligarchami i niechęci prokuratury do badania jakichkolwiek innych wątków, afera podsłuchowa ograniczyła się do sprawy „biznesowo-finansowej”. Zarówno prokurator Anna Hopfer, jak i inni śledczy z praskiej prokuratury okręgowej odrzucali wnioski dowodowe pełnomocników poszkodowanych, którzy starali się zgłębić nie tylko kwestie rosyjskie, lecz także powiązań Falenty z ludźmi bliskimi PiS. I tak we wrześniu 2015 r. prokurator Wojciech Kapuściński oddalił wniosek Romana Giertycha, pełnomocnika Radosława Sikorskiego, który chciał przesłuchać Maksa Kraczkowskiego na temat jego relacji zarówno z Piotrem Nisztorem, jak i z Falentą, Kamińskim oraz Bożkiem. Giertych proponował również m.in., by przeprowadzić analizę połączeń telefonicznych między Kamińskim i Bożkiem oraz przesłuchać Bożka pod kątem jego spotkań z Falentą. Kapuściński uznał, że wnioski te zmierzają do przedłużenia postępowania albo „okoliczność, która ma być udowodniona, nie ma znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy” oraz że „nie prowadzą do żadnych wniosków istotnych z punktu widzenia prawnokarnego”.
Podobnie prokurator Hopfer potraktowała wnioski przedstawiciela Bartłomieja Sienkiewicza, mecenasa Mikołaja Pietrzaka. Domagał się on m.in. zbadania relacji, jakie miały łączyć Michała Lisieckiego, czyli głównego udziałowca spółki, do której należało „Wprost”, z Markiem Falentą oraz przesłuchania byłego właściciela spółki prowadzącej Lemongrass, czyli Andrzeja Kisielińskiego, na temat nagrywania rozmów jej gości. Hopfer uznała, że ustalenia w tych kwestiach nie mają żadnego znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. Podobny los spotkał wniosek mec. Giertycha o zbadanie możliwych relacji między Mariuszem Kamińskim, Martinem Bożkiem i Łukaszem N. Pełnomocnik byłego szefa MSZ sugerował, że ten ostatni brał udział w operacjach specjalnych CBA.
Ostatecznie wątek rosyjski został pogrzebany przez warszawski sąd apelacyjny, który w grudniu 2017 r., utrzymując kary dla czwórki zamieszanych w proceder podsłuchowy, odrzucił wniosek jednego z adwokatów o informację od służb w sprawie nagrywania gości restauracji Lemongrass. Sąd stwierdził, że „okoliczności, na jakie dowód ten został zgłoszony, nie mają znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy”.
Fragment książki Grzegorza Rzeczkowskiego „Obcym alfabetem. Jak ludzie Kremla i PiS zagrali podsłuchami”
📖 Książka (drukowana i e-book) jest dostępna w naszej księgarni internetowej 💻 https://tiny.pl/7qplt
Audiobook w audioteka.pl https://tiny.pl/7qpl1
Teksty o aferze podsłuchowej:
Tomasz Piątek Rosyjski węgiel, rosyjskie metody
Tomasz Piątek Afera podsłuchowa – taśmowi wspólnicy
Grzegorz Rzeczkowski Zatrute służby
Bartłomiej Sienkiewicz o aferze podsłuchowej
Przypisy do publikowanego fragmentu:
[1] Por. OKO.press, https://oko.press/tag/gotkowicz-kosmus-kuczynski-i-partnerzy/.
[2] Piotr Nisztor, Jak rozpętałem aferę taśmową, Fronda, Warszawa 2014.
[3]
Sylwester Latkowski, Michał Majewski, Afera podsłuchowa. Taśmy Wprost, Zysk i S-ka, Poznań 2014, s. 13.
[4]
Maks Kraczkowski: nie mam nic wspólnego z nagraniami, śpię spokojnie, Polskieradio.pl, 24 czerwca 2014 r., https://www.polskieradio.pl/7/1691/Artykul/1160364,Maks-Kraczkowski-nie-mam-nic-wspolnego-z-nagraniami-spie-spokojnie.
[…] Grzegorz Rzeczkowski PiS w aferze podsłuchowej […]